niedziela, 9 lutego 2014

ROZDZIAŁ 81

(Lana)
- I co teraz? - spytała szeptem Lulu ze strachem oglądając się na boki 
Światła samochodów dawały poświatę na las, po jednej stronie i budki po drugiej. Cofnęłam się do Lulu. Uciekać? Gdzie? W las? W stronę budek? Mamy jakąś szansę? Szarpnęłam Lulu za rękę, chyba zrozumiałą o co chodzi, albo sama wymyśliła żeby rzucić się w stronę lasu. Gdy mijałyśmy pierwsze drzewa usłyszałam strzały. Przeraziłam się. Zaraz mnie zabiją. Huk i odgłosy szybkich kroków na suchych liściach zdradzało, ze biegnie za nami jakieś dziesięć osób. Między krzakami migała mi sylwetka Lulu. Co ja sobie myślałam? Uciekać w las, który nie wiadomo gdzie się kończy? Debil. Oprawcy byli coraz bliżej , coraz głośniej było słychać odgłos pistoletów, coraz wyraźniej było czuć ciśnienie powietrza kiedy kule przelatywały obok. Jedna właśnie świsnęła mi koło ucha dotykając moich włosów i upadła parę metrów dalej. Ktoś był parę kroków ode mnie. Nie mogłam przyśpieszyć, płuca mnie paliły. Wiatr świstał w uszach, oczy widziały jak przez mgłę, wszystko zwalniało i naglę przyśpieszało jak na kolejce górskiej. Biegłam na oślep myśląc tylko, żeby Lulu zdążyła się ukryć. Wpadłam w kałużę i upadłam na ziemię uderzając głową o coś twardego. Ostre ukłucie a potem pulsujący pól przeszył moją głowę. Położyłam palce na linii włosów nad uchem, były całęwe krwi. Resztkami sił próbowałam się podnieść i czołgać.
- Lana! - usłyszałam krzyk Lulu jakby z oddali, popatrzyłam w miejsce skąd dochodził głos, mgła w moich oczach przesłaniała całe pole widzenia. Strzały dochodziły jakby z oddali, przybierały na sile a potem traciły tak, że mogły być tylko wymysłem mojej wyobraźni
- Lulu... - szepnęłam - biegnij...
Usłyszałam tylko strzał taki  głośny jakby pochodził z mojej głowy i świat zapadł się w ciemność.


(Louis)
Biegłem, przez pole pszenicy , nie wiedziałem gdzie, nie znałem celu, ale wiedziałem, że muszę, słyszałem swoje imię powtarzane setki razy przez ten sam głos. Znałem go, ale nie rozpoznawałem. Kręciło mi się w głowie, po części spałem po części śniłem. Nie odróżniałem prawdy od fikcji. 
- Lana! - krzyczałem gdy usłyszałem znów jej krzyk. Przyśpieszyłem.
- Louis! - z oddali dobiegał mi dobrze znany głos, poczułem szarpnięcie, coś mnie trzymało i nie chciało puszczać mimo mojego szarpania. Biegłem na oślep, z oddali widziałem drzewo ja którym był ktoś powieszony. 
- Lana! -krzyknąłem zrozpaczony
- Lou! No do cholery! - znów poczułem, że coś mnie zatrzymuje dwie sekundy potem widziałem Ją, wisiała na sznurku przymocowanym do jednej gałęzi, jeszcze żyła. Gdybym mógł tylko do niej się dostać, gdyby siła przestała mnie zatrzymywać... Udałoby mis ie ją uratować. Nagle zrobiłem się cały mokry. Ubrania zrobiły się ciężkie, nie mogłem biec. Woda lecąca z nieba zalewała mi usta, nie mogłem krzyczeć.
"Uratuję ją "- powtarzałem sobie w głowie
- Kurwa Louis! - ktoś krzyknął i z nieba zleciał piorun uderzając w drzewo, ale to ja poczułem ból. Zacząłem krzyczeć.  W chwili gdy piorun znów uderzył,tym razem we mnie zerwałem się z krzykiem.
- Jezu Louis! Ani bicie ani woda nie pomaga, już myślałem, że masz jakiś atak -powiedział głos Liama, dopiero po chwili go zobaczyłem. Mimo to moją głowę zajmowały inne myśli. Gdzie Lana? Rozglądnąłem sie, w poszukiwaniu dziewczyny, ale spotkałem tylko pytające i zdziwione spojrzenie Liama. W tym samym momencie do mieszkania wpadł zdyszany Nathan.
- Louis- krzyknął próbując zaczerpnąć powietrza.
- Coś się stało - stwierdziłem patrząc na niego pytająco a jednocześnie ze strachem
- One... I ja... bo dostałem... - zaczął się jąkać próbując przekazać mi informację.
- Nathan! - krzyknąłem - Mów co się dzieje!
- Ja nie wiem gdzie one są, zabrali je... znaczy gonili i strzały i....
Poczułem że całą krew odpływa mi z twarzy. Moje ręce same ścisnęły siedzenie kanapy tak, ze kostki zbielały. To nie może być prawda. One się zgrywa.
- Nathan, uspokój się i opowiedz wszystko po kolei -powiedział Liam zachowując zimną krew
- Kurwa Liam! Jak mam się uspokoić, nie wiedząc czy moja dziewczyna żyję?! - krzyknął Nathan
- Po prostu się uspokój  i tyle, nie pomożesz tu nic wrzaskami- uspokajał go Liam a ja tylko wodziłem wzrokiem od Liama do Nathana
- Jak byś sie czuł gdyby coś takiego spotkało, nie daj Boże, Danielle? Co?
- Nathan ... -powiedziałem po chwili - Co się stało?
Nathan zacisnął usta i zamknął oczy, uspokajał się wewnętrznie. Po głębokim oddechu wyraźnie się mu polepszyło, w przeciwieństwie do mnie. Nie wiedziałem co myśleć, co sie stało. Dlaczego?
- One... Dostałem esemesa od Lulu, że wracają ze spaceru, i że ktoś za nimi idzie, chciały żeby po nie wyjść... Poszedłem tam, widziałem jak stali w środku, jacyś faceci próbowali je osaczyć. I oe pobiegły, ale nie w stronę miasta tylko w las.. i ... - zawiesił głos i popatrzył na mnie z żalem - wtedy usłyszałem strzały... Wszystko stało się tak szybko, że nawet nie zdążyłem zareagować, po jakiś trzech minutach odjechali ja nawet nie zdążyłem dobiec do tego miejsca.Potem gdy byłem w połowie drogi widziałem... widziałem jak - zacisnął usta - wynoszą dwie dziewczyny. Nie wiedziałem czy żyją... ale na pewno nie były przytomne.
 Czułem w gardle wielką gulę a od środka coś mnie skręcało i niszczyło.
On kłamie.. one nie może... to nie prawda... Ona żyję! Zaraz tu wejdzie i zacznie się śmiać! Jak on może! Dobrze wie, że mu nie uwierzę a i tak to mówi, one zaraz zapukają do drzwi!
- Lana...- głos mi się załamał schowałem głowę w rękach i nie zwracając na mokre ubranie zerwałem się z sofy i wybiegłem na ulicę. Dopiero tam dałem upust emocjom. Skopałem kosz na śmieci wrzeszcząc, że to niesprawiedliwe, nie fair. Nie powinno sie stać.
- To moja wina! Znów była sama! Tak samo jak w szpitalu!  - krzyczałem nie wiedząc czy potrafię tak głośno wrzeszczeć czy to tylko w mojej głowie. - Znów sprawiłem, że coś jej sie stało!
- Louis, Louis! - usłyszałem głos Nathana za plecami, szybko odwrócił mnie do siebie. Położył ręce na ramionach, był w o wiele lepszym stanie niż ja.
- Znowu...! Rozumiesz? Nawet na mnie nie może polegać! Nie potrafię jej ochronić!
- Lou - rozglądnął się na boki szukając odpowiednich słów - To nie jest twoja wina. Zrozum. - zacisnął powieki - Trzeba powiedzieć o tym tacie Lany...
Otrzeźwiałem, no tak, trzeba powiedzieć tacie Lany, ale co z tego, jeśli ona... jeśli.. nie żyje? On i tak tu nic nie poradzi.
- Louis - zauważyłem niedaleko nas Liama, który stał na werandzie - To mogło się przydarzyć każdemu
Bardziej błędnego stwierdzenia nie było. Wiadomo, że to Victor i jego szajka, bo mało prawdopodobne żeby ktokolwiek...a może? - Chodźcie .. Zawiozę was, każda sekunda się liczy.

Było jak we śnie. Ona cierpiała a ja nie potrafiłem nic zrobić. Sen był znakiem.

To Be Continoued....

__________________________________________________________________________
Tak więc, pierwsze co powiem to :TRAGEDIA
Tak, ale kit z tym inaczej nie potrafię.

Pisane przez 3 dni, na : biologii, niemieckim i religii
=]]
KOCHAM WAS<333

nie zabijajcie....

5 komentarzy:

  1. Nie bierz ze mnie przykładu i nie pisz na lekcjach... Haha taki dżołk ;D
    Pisz skarbie, pisz!

    A teraz......
    JEZUS MARYJA CO SIĘ DZIEJE! LOUIS WEŹ COŚ TY CHŁOPIE ZRÓB I URATUJ LANE!
    Te emocje sdjknf jerinaswlngerijln!

    Dawaj sis next bo ja chcę wiedzieć, co się stanie!
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. boże ja ryczę kocham cię wiedziałam że napiszesz coś z porwaniem Lany i Lulu mój biedny Louis i Nathan niech oni ew końcu coś zrobią bo nie wytzymam i jutro chce widzieć kolejne zapiski w zeszycie bo nie mam co czytać next next <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak więc, co by tu dużo gada, powiem jedno słowo:
    Ojapierdolejakietojestświetnepoprostumamochotęcięzabićzatożeprzerwałaśwtakimkomenciemamnadziejężekolejnyrozdziałukażesięszybko
    No. To z grubsza tyle. Kocham :) :* :3 ^^ <3 *.*

    ~ Anoma Noma

    OdpowiedzUsuń