wtorek, 29 lipca 2014

WAŻNE!!

Nie będę się rozpisywać. Mam smutną wiadomość, no, może nie taką smutną. Koniec z tym blogiem, nie potrafię już go pisać, przeczytałam go od początku do końca i jest, nie oszukujmy się, beznadziejny. Taki typowy fanfic fanki czyli jedna wielka masakra. Podziwiam was, ze w ogóle to czytaliście, dziękuję za komentarze, za dobre i złe słowa, to motywowało, ale na prawde..
Bloga nie usuwam bo po co? Niech będzie i niech będzie przypominał mi te  3 (?) lata.
Co do pisania, może założę za parę tygodni nowego bloga, być może. Z nowym opowiadaniem, może tym razem będzie normalne.  
Tak czy tak trzymajcie się pisanie było wielką przyjemnością i czytanie komentarzy również ;)



Avalon Calder

czwartek, 13 marca 2014

(2) rozdział 4 do opublikowania

*wszystko co tu bedzie napisane w pierwszej części przed "***" będzie tym co widzi Lana*
(Lana)
Weszłam do domu One Direction, mimo że była czwarta rano, ja spałam na nogach, to i tak chłopacy siedzieli  i grali coś na gitarze. Wśród nich był też Ed Sheeran.
- Lana! -powiedział Zayn
- Tak, ja -potwierdziłam - .. chyba ja ...SPAĆ!  - usiadłam na fotelu
- Co jej? -spytał Niall
- Środki uspokajające działają - powiedział Louis
- Do czego to służy ? -spytałam biorąc przedmiot o ręki i pokazując chłopaką
- To łyżka -powiedział Niall
- Wiem ale do czego to służy?
- To takie mini lusterko-  poweidział filozoficznym tomen Zayn
- Ale ja dalej nie wiem oc to robi - upomniałam się
- Pomaga w życiu i straszy Liama -powiedział Harry
- O, jaka ładna wiewiórka -powiedziałam podchodzac do Nialla i głaskając zwierze. Niall się na mnie popatrzył jak na kogoś kto właśnie wypił cole po połknięciu mentosów. Zayn sie zaczą śmiać
- A ty zazdrościsz bo masz tylko muche ha! -powiedziałam - Niall mogę ją nakarmić?
- Może majaczyć -powiedział Louis
Podeszłam do chłopaka
- Ron Weasley we własnej osobie -powiedziałam - jeśli jest tu też Ron to Harry i Voldi też powinien być.... Gdzie Harry?
Rudzielec pokazał na kanapę gdzie siedziały dwie postacie jeden miał czarne włosy drugi był bez nich.
Obróciłam się w stronę kanapy
- Harry! Jak ty tak możesz? -spytałam - Siedzisz koło Vodemorta i nie walczycie, tu zuy człowieku , Syriusz nie byłby dumny.....
- O wielki Lordzie Voldemorcie -powiedziałam kłaniając się do chłopaka obok  - moge należeć do twoich ŚmiercoiJadków? -powiedziałam do Liama
- No dziękuje -powiedział
- Liam bez stresu -powiedział Zayn
- O, jeżyk, jednak masz jeża nie muche -poweidziałam dotykając kolców jeża któego miał na głowie
- Chodź, gdzie będziesz spała? - spytał Louis powstrzymując się od śmiechu
- W Hogwarcie..  Na podłodze, byle gdzie - powiedziałam sennym głosem
Louis sie zaśmiał
- Chodź, coś poradzimy - wziął mnie za rękę
- Pa chłopcy... kocham was -powiedziałam i im pomachałam. Leki musiały być bardzo mocne - czekam na list od Voldemorta o przyjęcie do Śmiecio Jadków
- Też cię kochamy tez, idź spać -powiedział Zayn machając mi
Chwilę potem ze strony salonu było słychac głośny śmiech.
- Co oni ci dali? -spytał Loius prowadząc mnie do pokoju
- Kom..Komnata Tajemnic -powiedziałam otwierając drzwi do pokoju
- Nie tutaj -powiedział Louis obkręcając mnie do właściwego pokoju - pomylili ci chyba leki... Jak się nazywasz? -spytał gdy usiadłam na łóżku, popatrzył na mnie pytająco ale z uśmiechem - Coś na "L" ....
- L..L...L...Luna..Luna! - powiedziałam - Jestem Luna Lovegood, kocham budyń! Też lubisz budyn?
- Nie, nie lubie -powiedział ściagając mi bluzę - a wiesz co kocham ?
- Nie... co?  Czekaj, wiem .... e... Snape'a?
- Niee.. - powiedział patrząc na mnie ze zdziwieniem
- To nie wiem - powiedziałam
- Ciebie - pocałowałmnie w czoło
- Mnie?
- Tak
- Miło - uśmiechnęłam się
- A widzę, fanka Harry'ego Pottera się mi trafiła - uśmiechnął się
- Nie, ja nie kocham Harry'ego .. tylko ciebie... -powiedziałam
Ten sie tylko zaśmiał
- No ja myślę - powiedział - chcerz coś do przebrania czy w tym będziesz spała?

Louis zaczął grzebać coś w szafie , ja zaczęłam chodzić po pokoju, już nie odczuwałam tego zmeczenia. Widziałam świstoklik, byłam ciekawa czy przeniesie mnie do Voldzia, ale wolałam nie sprawdzać, byłteń pamiętnik Toma Riddle'a ... i przepowiednia, tylko ze w środku miała jakieś białe coś co przypominało śnieg...
- To może być?- spytał Louis pokazując mi bluzkę i dresy
- Tak - powiedziałam niezbyt skutecznie się uśmiechając. Lou pomógł mi sie trochę ogarnąć a gdy wyszłam spod prysznica zobaczyłam swoej odbicie. Już nie takk strsszne jak przedtem ale już nie takie samo jak pare dni wcześniej. Miałam plaster na skroni i byłam poobijana oczy miałam podkrążone a usta obgryzione do krwi. Chwilę potem byłam juz przebrana.
- Ja powinnam być teraz w Hogwarcie a nie w domu -powiedziałam gdy usiadłam na miękkim łózku Louisa
- Jesteś, to e.. taki inny Hogwart taki bardziej nowoczesny bo.. ponieważ gdyż..-powiedział intensywnie myśląc i chcąc wymyśliś coś najbadziej przekonujacego -  zostałaś przeniesiona w czasie.

***
Obudziłam sie z krzykiem, śniło mi się wszytko ze szczegółami, to co przeżyłam przez te dwa dni. Rozglądnełam się po pokoju, gdzie ja byłam ? Skąś kojarzyłam ale nie mogłam sojarzyć skąd, dopiero chwilę potem zaskoczyłam ze spałam dzisiaj u Louisa. Trzęsłam się z zimna moje ręce mimo koca i kołdry były lodowate.
- Co się stało?- spytał Louis z podłogi
- Louis.. oni...ja.. -próvbowałam mu wytłumaczyć co skonczyło się wybuchem płaczu, Lou usiadł koło mnie i przytulił, wtuliłam się w jeego ciepłe ciało i tłumiłam szlochy - ja.. ja.. on chce mnie... on chce zabić... !
- Już... ciii - szepnął mi do ucha - Jestem tu, słyszysz? Jestem, jesteś już bezpieczna
- Ale oni... - próbowałam zaprotestować ale jedyne coudało mi się zrobiźć, oprócz powiedzenia tych dwóch słów to płacz
- Ich już nie ma... nie ma,  ty jesteś bezpieczna. Przy mnie nic ci nie grozi. A Vic.. on już zniknął jest w dobrych rękach policjii tam sie nim zjmą - mówił cicho uspokajającym głosem - Rozumiesz?Jesteś bezpieczna - poqwtórzył a ja pokiwałam głową.
Nie wiem czy się położyłam czy usnęłam e objęcach chłopaka ale obudziłam się wtulona w niego. Za oknem było jeszcze ciemno, nie wiem czy obudziłam się parę minut potem czy parę godzin.  Leżałam i cieszyłam  sie ze mam Louisa  obok siebie. Gdyby pół minuty potem ... ja....
Poczułam że ręcezaczynają mi się trząść, odgoniłam zł wspominia. Resztę godzin spędziłam w stanie "jesem ale mnie nie ma" a może spałam? Nie wiem.
Ocknęłam sie około dziesiatej, Louisa już nie było, musial wstać prędzej. Wstałam, miałam na sobie przydużą szaro-czerwoną bluzkę z logo czegoś i dresy. Ogarnęłam sowje włsy żeby nie wyglądały na tak rozczapirzone i zeszłam na dół. Gdy byłam w połowie schodów usłyszałam głos Louisa
- Chłopaki.. na paprawde, ostatnie dwa dnie to dla niej horror był. W nocy miała atak paniki - mówił
- Mówiła coś? - rozpoznałam Liama
- Tylko to, że nie chce żeby zabijał ... Nie wspominajcie przy niej o tym dobra, jakby sama schodziła na ten temat towymyślajcie coś innego, nie chcę żeby teraz o tym myślała
- No a co z Victorem, przecierz on nie wie...że uciekł - usłyszałam jakiś dziwnie znajomy glos ale jednocześnie obcy...
Victor uciekł. Uciekł. Nie jest w rękjach policjii, on może stać teraz pod domem i czekać aż wyjdę... Poczułam, że ręce mi się trzesą. O nie. Głos mi uwiaż w gardle, stałam sparaliżowana.
- Ed.. ja to wiem ty to wiesz... - zaćzął Lou ale one nie, i niech tak zostanie. I tak ma już zagwarantowanego psychitre nie chce żeby to jeszcze gorzej na nią wpłynęło.
Wychyliłam się nieśmiało zza futryny czułam sie obco jakbym przeszkodziła w jakimś ważnym wydarzeniu. Zaciągnęłam rękawy na dłonie i ścisnęłam.
- Lana - powiedział rudzielec a oczy wszystkich siedzących zwróciły się na mnie. Luis gdy zauważył o co chodzi poszedł w ich ślady i gdy zobaczył, kto do nich dołączył od razu znalazłam sie  w jego objęciach. Wtuliłam głowe w jego ramie. Słowa nie  były potrzebne. Zamknęłam oczy i liczyłam sekundy. Gdy je otworzyłam chłopcy wszyscy co do jednego starali się ukryć śmiech.
- Co zrobiłam? -spytałam Louisa gdy się od niego derwałam
- Chcesz nakarmić moją wiewiórkę? -spytał Niall
- Albo mojego jeża? - dodał Zayn ze swoim uśmieszkiem
- O Jezu...- jęknęłam i popatrzłam op twarzach pozostałych
- Luna jak dobrze że trafiłąś z Komnaty Tajemnic do kuchni... inaczej musiałbym po ciebie świstiklik wysłać -powiedział Louis uśmiechając się promiennie
- A właśnie chciałem ci przekazać ze pokonałem Harry;ego - powiedział Liam i objał ramieniem Eda- i razem z Ronem pragniemuy przyjąć cie do naszego zacnego grona ŚmiecioJadków ...!
Zamrugałam pare razy, kurde, musiałam wczoraj nawywijać.
- Żartujemy przeicesz -powiedział Liam  podchodząc do mnie - super cię znów widzieć
Rozczochrał mi włosy a raczej próbował bo poczułam że ktoś mnie podnosi. Złapał mnie w pół i  zarzucił na plecy.
- Harry tak czybko się nie poddaje! -krzyknął
- Harry sandale zostaw mnie! - krzyczałam - puścmnie wszystko mnie boli no!
- Eeej - krzyknął Ed- nie porywaj naszego ŚmiecioJadka
- Spokojnie Luna ja cię uratuje! -krzyknał Niall z kuchni i już po chwili przyleciał z nożyczkami
- Właśnie że ja! To moja dziewczyna! -powiedział Louis wyrywając nożyczki z rąd NialloMena
- Louis no! Daj sie zabawić!
- Eeee nie?!
- Czy ja wam czasem nie przeszkadzam? -spytał Harry wciąż ze  mną na plecach
- Jasne że nie -powiedział Zayn klepiąc loczka po plecach
- A nie no to fajnie wiedzieć ...
- A traz oddawaj mi Lane bo się o nią bałem i chcę ją poprzytulać.. -powiedział Zayn - nie zwracajac uwagi na minę Louisa -dodał patrzac na wspomnianego Tomlinsona
Harry postawił mnie na nogi, a chłopaki otoczyli mnie wianuszkiem a raczej, czymś co napewno nim nie było rzucili się na mnie. Dobrze grali. To mosze przyznać.
- Dacie mi oddychać trochę? -spytałam ledwo łapiąc oddech
- A co będe z tego miał? - usłyszałam głos Nialla
- Materialista!
- Nie ma tak dobrze coś za coś
- Buziaka!
- Okej okej, chłopaki rozstąpić się -powiedział robiąc drogę mi do niego. Jak obeicałam dostał swojego buziaka w policzek.
- Doobra a teraz mi powiecie co ja wczoraj zrobiłam? -powiedziałam siadajac na na krześle
- To dłuższa historia - Lou wział mnie za rękę i zaprowadził do kanapy, usiadł i poklepał miejsce obok siebie. Posłusznie je zajęłam
- A , Lou.. dlaczego nei chciałeś mi powiedzieć o Victorze? -spytałam patrzac na niego
Przeczesał ręką włosy
- Chciałem tego uniknąć -powiedział w koncu
- Proosze was!! - jęknął Zayn przewracając oczami - Louis opowiadaj!
Dobrze grali. Bardzo dobrze. Za to ich kocham.

Ciąg Dalszy Nastąpi....

_____________________
Jeeju jakja dawno nie dodawalam rozdzialow o. O
Tak cxy tak jesli ci czytelnicy ktorzy mi zostali dotrwali do tego momentu to wielki podziw. 
Przepraszam za taku dlugi no ale jakos sie tak rozpisalam.
Dzisiaj postaram sie dodac nastepny. 
Co do ankiet nie mam pojeciaco siez nimi stało ale w najbliższym czasie je usune
Kocham was<33333333
No i oczywiscielicze na komentarze ;)

(2) ROZDZIAŁ 2

(Lana)
- Przyszliśmy najszybciej jak się dało -powiedział zdyszany Max
- Skąd wiecie? -spytał Lou - Gdzie Tom?
- Jestem jasnowidzem! A Tom zaraz przyjdzie musiał znaleźć miejsce na parkingu.
- Jezu! Nathan! -Jay się rozpłakał, a Nath tylko się uśmiechnął, nie wiem czy Jay na serio płakał czy tylko tak żeby rozładować napięcie ale tak czy tak wzięłam go w ramiona, a raczej on mnie bo dosięgałam mu tylko do ramion, ale liczą się intencje.
- Już, cicho... -powiedziałam do niego prawie go przewracając gdy oparłam głowę o  jego tors po chwili Jay mnie puścił.
- Ale czemu on? Dlaczego?- pytał
- Głupota.. -wyjaśnił Nathan nie mijając się , swoją drogą z prawdą, - Mogłem... mogłem zostawić wszystko policji, ale ... i tak nie żałuje, przynajmniej nic wam nie jest - popatrzył na Lulu i na mnie.
- Nieee,... ty nigdy nie zmądrzejesz... -powiedziała Lulu
- Po moim trupie - zaprzysiągł
- No i ja mam nadzieję - uśmiechnęła się
Do sali weszła pielęgniarka, miała mocno opaloną cerę i czarne włosy.  Stanęła koło Max'a. Była mocno wściekła
- Mówiłam, że nie możecie wejść! -powiedziała do niego
- Ale to nasz kolega - bronił honoru piątki  Jay
- Wyjdźcie!  -pokazała na drzwi
- Nie! - zaprotestował Max robiąc zaciętą minę
- Teraz!
- Nie wyjdziemy stąd, ile razy mam powtarzać -powiedział Max rozkładając ręce na boki i wpatrując się w nią pytająco. Pielęgniarka wzięła głęboki oddech i w myślach pewnie policzyła do dziesięciu, pewnie należała do osób szybko tracących nad sobą kontrolę, zanim zabrała znów głos siląc się na spokój.
- Godziny. Odwiedzin. Dawno. Się.  Skonczyły...!
- Ale oni mogą tak? -spytał Tom pokazując na mnie i Louisa
- Oni dostali pozwolenie od prowadzącego doktora. A wy jeśli teraz nie wyjdziecie własnymi siłami to wezwę ochroniarzy i sie wami zajmą
- Nie... niech nie wychodzą - powiedział Nathan patrząc na nią
- Nie mogą cię przemęczać - odpowiedziała patrząc na niego dobrodusznie
- Ja się już przyzwyczaiłem do tego co oni wyprawiają... nie przemęczają mnie - zarzekł
- Dobra. -powiedziała zrezygnowana i wyszła
Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem. Poprawiłam włosy, miałam jeszcze na nich trochę krwi. Do sali wszedł po cichu Tom, wyglądał jakby nie dowierzał w to wszystko... no tak nie dziwię sie. Ale sposób w jaki patrzył na Lulu... Podszedł i bez żadnego słowa mocno ją przytulił, wtulił głowę w jej włosy. Popatrzyłam na Nathana , uśmiechał się patrząc na nich. Lulu objęła Toma jedna ręką druga nawet na chwilę nie puszczając dłoni Nathana.
- A wy jak? -spytał Siva patrząc na mnie, podszedł i popatrzył na mnie - Dobrze sie czujecie?
- Było jak w kryminalnym filmie? -spytał z nadzieją Max
- Nie, było raczej normalnie -powiedziałam patrząc na Lulu - nie? O ile można to nazwać normalnością....
- No oprócz tego że groził ci pistoletem a mi.. - zaczęła ale gdy skapnęła sie o co mi chodzi mówiąc"normalnie" speszyła się i szybko zakonczyła - znaczy to nie....
Lou popatrzył na mnie ze strachem gdy usłyszał o pistolecie.
- Ale na sam koniec mnie uratowała szyba -pokazałam na plaster który miałam na pulsie - dosłownie, gdyby  ktos nie wybił szyby to nie było by mnie tu
- To to doleciało? -spytał Louis dalej na mnie patrząc tym razem ze zdziwieniem
- To ty?
- No rzuciłem cegłówką, jak już zobaczyłem że policja wkracza do budynku
- Skąd wiedziałeś, że to tam ?- spytał Siva
- Widziałem cienie... miałem tylko nadzieję że nie trafie w którąż z was.
- Dobra nie gadajmy o tym - powiedziałam tłumiąc ziewnięcie. Starałam sie mrugać szybko powiekami, miałam wrażenie, że jak zamknę  oczy na więcej niż sekundę to usnę. Oparłam głowę na ramieniu mojego chłopaka i słuchałam
- Ale tak ogólnie to bez przesady mogę stwierdzić, iż to były najgorsze dwa dni w moim życiu, licząc nawet przeprowadzkę do domu dziecka w Londynie  -powiedziała Lulu
- Jutro policja do ciebie przyjdzie -powiedziałam do Nathana
- Czemu?
- Muszą spisać zeznania - powiedziałam przecierając oczy i poprawiając grzywkę tak, ze w rezultacie była rozczapierzona jak pudel porażony przez prąd
Do sali wkroczyła pielęgniarka.
- Chłopaki czas! -powiedziała wskazując na zegar, trzecia w nocy.
- Dobra młody, my się zwijamy, jutro tu powrócimy tylko trzeba ostrzec lekarzy przed nami, bo z tego co widzę to nie jesteśmy mile tu widziani - powiedział Tom wstając z sąsiedniego łóżka,
- Dacie sobie beze mnie radę? -spytał Nathan patrząc jak szykują sie do wyjścia
- Pewnie nie ale trzeba będzie spróbować, będzie mniejszy bałagan -powiedział Jay ze smutnym uśmiechem
- Jak macie isć to już idźcie - powiedziała Lulu - bo stresujecie nie tylko jego ale i mnie... Jak wrócę do domu - Lulu miała dwa domy, jeden Dom Dziecka i drugi u The Wanted  - ma być czysto bo inaczej będziecie musieli wypić ocet z kiszonych ogórów, a wiecie że ja potrafię zrobić tak że nawet się nie zorientujecie
- Już nas nie ma - powiedział Tom - Lulu...? Jedziesz?
Popatrzyła na nas i na Nathana , po chwili znów zwróciła wzrok na Toma. Pokręciła głową
- Nie, nie zostawię go -powiedziała szeptem
- Chodź tu młody - powiedział Max podchodząc do łóżka jakimś cudem udało mu sie go przytulić -wracaj do nas szybko
Chwilę potem znowu byliśmy we czwórkę w sali. Lulu stała przy Nathanie a my na przeciwko łóżka. Byłam już na wpół świadoma.
- Serio dawałaś im kiedyś ocet? -spytał Nathan
- Parę dni temu jak mi zużyli brokat do włosów malując jakieś graffiti na ścianie w twoim pokoju - powiedziała odwracając wzrok
- To... ja tam mam... jakieś graffiti?
- Spokojnie, tylko bez nerwów -uspokoiła go Lulu
- Coś ty sobie myślał ? -spytałam nagle
- Co? - spytał trochę zdziwiony
- Coś ty sobie myślał wchodząc do tego domu? - nalegałam
- Ja?... Nic.. - zamyślił się  -  Wtedy akurat... myślałem żeby się tylko dostać do środka i ... 
- Mogłeś zginąć -powiedziała Lulu - to byłaby tragedia nie tylko dla chłopaków i mnie ale i dla fanów, po co chciałeś poświęcić swoje życia dla mnie? - spytała z wyrzutem - Co jest dla ciebie ważniejsze? Co dla innych jest ważniejsze? Życie twoje , idola, czy moje, jego dziewczyny?
- A jaka jest różnica między moim życiem a tobą?
Uśmiechnęła się.
- Ciesze sie że wszystko sie dobrze skonczyło.- powiedziałam 
Przetarłam ponownie oczy ręką i zachwiałam się podpierając o Louisa.
- Lana chodź, pojedziemy do domu ,ledwo się na nogach trzymasz -powiedział Lou- Lulu, jedziesz też?
Lulu popatrzyła na Nathana. W jej spojrzeniu kryło się wahanie.
- Jedź, potrzebujesz odpoczynku  -powiedział głaszcząc jej dłon
- Jutro się zobaczymy -powiedziała i pocałowała go w czoło i na chwilę zastygła w takiej pozycji  - kocham cię... - wyszeptała po chwili
- Ja ciebie też -odpowiedział cicho głaszcząc jej włosy
Lulu poszła zameldować pielęgniarce, ze nikogo juz przy Nathanie nie będzie , zostaliśmy sami, we trójkę, w tym ja ledwo przytomna, i Nathan w podobnym, no, trochę gorszym stanie.Louis na mnie popatrzył i oblał mnie mocniej. Złapał mnie za rękę i oparł swoje czoło na  moim.
- Tak się o ciebie bałem - wyszeptał zamykając oczy. Położyłam głowę na jego ramieniu, teraz pragnęłam tylko móc położyć sie z Louisem i żeby mnie już nigdy nie puszczał.
Usłyszałam kroki, wróciła Lulu. Odwróciłam głowę , Lulu stała przy łóżku Nathana i głaskała jego rękę, musiał usnąć, ale uśmiechał sie lekko.
- Chodźmy -powiedział Louis wyrywając widać, nas obie zza myślenia
Przeszliśmy przez korytarz i wyszliśmy na dwór, zimny powiew wiatru trochę mnie otrzeźwił na tyle żebym wiedziała gdzie sie znajduje samochód.
- Max? -spytała Lulu , teraz dopiero zauważyłam chłopaka - o co chodzi? Czemu pisałeś że chcesz żebyśmy juz wyszli
- Cicho -powiedział - Dziennikarze, lepiej już idźcie bo was też zobaczą - wskazał na grupkę ludzi z aparatami i mikrofonami. - Usłyszeli o wypadku Nathana...znaczy.... wiedza że cos mu jest, bo widzieli jak go n noszach wnosili. Chcą wiedzieć o co chodzi. Lepiej już jedźcie
- Potrzeba mi kogoś kto weźmie samochód Nathana -powiedział Louis
- Ja pojadę -zaoferował sie Tom - odwiozę Lulu i Lanę
- Dobra.... chodźcie bo tato ...się będzie wkurzał... gdzie jestem -powiedziałam z trudem dobierając słowa podeszłam do Toma i się zachwiałam, w ostatniej chwili mnie złapał
- Nie śpisz dzisiaj u siebie , -powiedział Louis pomagając mi złapać równowagę  - kazał mi zabrać cie do mnie, sama słyszałaś - Poza tym nie mogę cie tak po prostu oddać, nie po tym wszystkim - wziął mnie za rękę i ponownie objął. Pocałował mnie  w czoło i dodał - chłopaki wiedzą co sie stało, będą pewnie czekać na nas... możemy jechać do ciebie
- Nie -wyszeptałam - chcę do ciebie, tam jest lepiej.
Uśmiechnął się
- Obiecujesz mi coś? -spytał, popatrzyłam na niego pytająco - Nigdy mi już tak nie uciekniesz
Podniosłam wzrok na jego szare oczy, wyrażały smutek i ulgę ale jednocześnie radości. Poczułam ponowny zawrót głowy, chwilę musiałam odczekać żeby cokolwiek powiedzieć. Tak.. skutek leku uspokajającego
- A ty mi też coś obiecujesz? -spytałam
- Co takiego?
- Nigdy nie pozwolisz żeby podali mi to świnstwo po którym czuje się jak teraz -powiedziałam

To Be Continoued....




Piosenka : Ach, te stare czasy <3
_________________________________________________________________

Oto jest! Nowy rozdział! xD
Tak piscie jeśli macie jakieś uwagi a jeśli ich nie macie to też piszcie :D
Tak, jeszcze jedna sprawa... zmieniłam nazwę bloga, nowa część musi mieć inną nazwę i znaczenie tego tytułu jest bardzo dobrym odzwierciedleniem tego co tu będzie sie działo
Komentujcie, polecajcie ite pe
i czasami wbijajcie też na mojego drugiego bloga:
Opowiada.. sami zobaczycie o czym ^.^

sobota, 8 marca 2014

(2) ROZDZIAŁ 1

(Lana)

- Ała! - syknęłam gdy młody lekarz opatrywał mi ranę na czole , machinalnie sięgnęłam po jego rękę i odepchnęłam.
- Nie siłuj się, bo nic z tym nie zrobię -powiedział posyłając mi uśmiech.
Poczułam już znajome mi uczucie ukłucia pochodzące prosto ze środka rany gdy lekarz wyjmował mi kawałki szkła.Zacisnęłam usta i oczy i ścisnęłam mocniej dłoń na ręce Louisa gdy ją przemywał woda utlenioną. Czułam łzy na policzkach, które za żadne skarby nie chciały przestać lecieć, cała się trzęsłam. Myślami byłam ciągle przy Lulu, nie miałam pojęcia co się teraz z nią dzieje, gdzie jest? Może siedzi dalej w tym zapuszczonym domu? W jakim jest stanie? Co z Nathanem? Żyje? Kolejnych szloch mną wstrząsnął
- Zaraz zaczął działać środki uspokajające które ci dałem - poinformował mnie lekarz - niestety sa skutki uboczne
- Jakie? - spytał Lou przenosząc wzrok ze mnie na lekarza
- Może być ospała, mieć halucynacje , mogą też wystąpić trudności z mówieniem ... -mówił nie przerywając czynności.
- I to ma być pomocne?
- Wolisz żeby panikowała?
W tym momencie do gabinetu wpadł jakiś człowiek.
- Co z nią? -spytał, rozpoznałam głos taty
- Mogło być lepiej -powiedział lekarz odwracając się od nas do szafki - ale mogło być też gorzej, jak na razie nie jest źle, ale jeśli razy nie goiły by się tka jak trzeba proszę przyjść to przepiszę leki.
- Louis - ścisnęłam mocniej rękę chłopaka, od razu na mnie popatrzył - Gdzie  Lulu?
- Znajdziemy ją, na pewno jest w dobrych rękach. - uspokoił mnie
- Skończone -powiedział lekarz wypisując coś na kartce i podając ją mojemu tacie, Wziął to co trzeba, założyłam bluzę Louisa i wyszliśmy z gabinetu
- Muszę ją zabrać do domu -powiedział tato pełnym napięcia głosem - i wracać na przeszukanie
- Nie wiem czy to dobry pomysł żeby była sama teraz. -powiedział Louis obejmując mnie - zabiorę Lanę do siebie -pocałował mnie w czoło, znów musiałam pokonać nagłą falę płaczu, na szczęście powstrzymałam sie. Zacisnęłam tylko oczy i usta.
Tato długo myślał w końcu poddał sie i powiedział:
- Dobrze ale, jakby coś dzwon do mnie - podał mu jego wizytówkę - będę za góra piętnaście minut - podszedł do mnie i pogłaskał po włosach najpierw oparłam czoło na jego mundurze a potem go przytuliłam. Bardzo się cieszyłam, że go widzę.
Po chwili zostaliśmy sami.
W szpitalu długo musieliśmy pytać gdzie leży Nathan. Nie dlatego, że nie chcieli nas wpuścić, tylko nikogo nie obchodziliśmy.  W końcu jakiś starszy doktor nas zaprowadził długim jasnym korytarzem do owej sali. były tam tylko jedne drzwi na końcu korytarza a po bokach stały krzesła, na jednym z nich siedziała Lulu. Miała dłoń w bandażu i plaster na szyi. Louis zajął miejsce na przeciwko niej a siadłam koło Lulu i złapałam ją za rękę. Drżała, chwile zdawała się w ogóle nie zauważyć mojej i Louisa obecności. Po chwili jednak obróciła się do mnie i położyła głowę na moim ramieniu
-  Będzie dobrze, zobaczysz- powiedziałam gładząc ją po włosach, sama byłam bliska płaczu. Znowu.
- A co jeśli on nie przeżyje? - spytała płaczliwym, rozdygotanym głosem i skupiła wzrok na mnie. Czułam jak krople łez napływają mi do oczu i szukają drogi ucieczki na moich policzkach. Tak przykro  było widzieć dziewczynę, która codziennie się śmieje i kipi energią i wygłupia się z chłopakami, a teraz płacze bojąc się o życie swojego chłopaka. Automatycznie postawiłam siebie na jej miejscu. Ja bym pewnie już gdzieś siedziała z żyletką w ręce, ale nie ona, ona czekała. 
- Zobaczysz Lulu, jutro będziesz z nim świrowała w domu - powiedziałam ocierając łzy - Co z nim teraz? Co tam sie dzieje?
- Ratują go.. próbują... -gdy mówiła jej głos był zdeformowany, zbyt dużo teraz przeszła, zbyt dużo teraz przeszłyśmy, żeby mówić normalnie.
- Nathan jest silny, da sobie rade - powiedział Louis kucając koło nas i  dodając Lulu otuchy pocierając jej ramie  - zobaczysz....
W tym momencie drzwi sali się otworzyły i pojawiła się w nich sylwetka młodego lekarza ubranego całkowicie na biało, tylko jego kruczoczarne włosy kontrastowały z bladą cerą. Miał ręce złożone tak, jak zwykle mają ludzie którzy chcą przekazać złe wieści. Przygotowałam się na najgorsze, to nie był by tylko cios dla Lulu, to była by tragedia dla nas wszystkich. W końcu gdybym się nie zastawiała to byśmy może teraz siedzieli u One Direction albo The Wanted i znów robili coś bezużytecznego.
- Pielęgniarka opatrzyła pani rany? - spytał lekarz patrząc na Lulu
Pokiwała głową
- Kto z państwa to rodzina pana Sykesa? - spytał lustrując nas wzrokiem, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Lulu wstała. Popatrzyłam na Louisa nieprzytomnie i znów na lekarza.
- Rodzina nic nie wie -powiedziała wymuszając opanowany ton głosu - ja jestem jego.. jego dziewczyną.
- Mogę mówić przy wszystkich? - spytał uważnie przyglądając się mnie i Louisowi
-  T-tak... - zająkała się - i co? Co z nim?
Na usta lekarza zawitał uśmiech. Odetchnęłam z ulgą.
- To nie było takie straszne. Kulka trafiła w mocno ukrwione miejsce, ale nie w takie które by od razu zagrażało życiu. Choć stracił przytomność to raczej wina strachu i wyczerpania ale gdyby został przywieziony parę minut później nie wiadomo czy było by tak dobrze. Niestety stracił dużo krwi... - zawiesił się. Lulu zaczęła bawić sie palcami za plecami, wyczuwałam jej strach, zawsze musiało być jakieś "ale" - Jest  osłabiony, ale jego stan jest stabilny. Proszę więc się już o nic nie martwić. Będzie dobrze, teraz tylko musi odpoczywać i czekać aż rana się zagoi. - znów się zatrzymał i wpatrywał w podłogę - jednakże... to była rana postrzałowa, mu jako szpital musimy zgłosić to na policję - podniósł wzrok na Lulu
- Y... - zaczęła - policja.. policja o wszystkim wie...
Poparłam ją:
 - mój tato jest mundurowym, jego oddział już się tym zajął
- Można wejść do Nathana? - spytała Lulu patrząc na niego błagalnie
- Tylko proszę go nie przemęczać. - powiedział lekarz i poszedł w kierunku drugiego konca korytarza do recepcji
Wstałam i rzuciłam sie na Lulu ze szczerym śmiechem
- Mówiłam! Mówiłam, że będzie dobrze - zaczęłam mówić
- Nie tak łatwo go zgładzić -przyznał Louis podchodząc do nas i przytulając Lulu. usłyszałam jak szeptał jej na ucho - nie odszedł by bez ciebie ...
Po chwili znajdowaliśmy się w dużej sali, ściany miała pomalowane na ciepły zielony a w oknach stały pozapalane lampki. Mieściło się tam z siedem łóżek, ale zajęte było tylko jedno, po środku -przez Nathana.
Złapałam metalowej poręczy w końcu łóżka  a Lulu stanęła zaraz obok niego. Louis objął mnie i jeździł ręką po metalowym stelażu łóżka. Wszyscy patrzyli na Nathana leżącego pod cienką kołdrą, otoczonego przeróżnymi maszynami.  Wydawał się śpiący, lekarz nie powiedział, czy jest przytomny. Lulu przez chwile na niego patrzyła, uśmiechała się lekko. Przez chwilę tylko się w niego wpatrywała, trochę czułam się nieswojo, tak jakbym przeszkadzała w jakimś ważnym wydarzeniu, ale wtedy poczułam, że Louis przyciąga mnie bliżej siebie, czułam jak chce podtrzymać mnie an duchu... i teraz ja powinnam to robić dla mojej przyjaciółki. Zostać, dodać  jej otuchy. Lulu lekko dotknęła jego włosy i delikatnie odgarnęła  na bok, tak by nie zasłaniały oczu. Pogłaskała go po czole z czułością, jakby była z kruchej porcelany.
- Lulu...- wyszeptał ledwie słyszalnie, jego ręka powędrowała powoli do ręki Lulu i  spoczęła na niej. Otworzył oczy.
- Jestem tu -powiedziała przykładając jego dłoń o do swojego policzka, uśmiechnęła się. Oczy dalej miała zaczerwienione od płaczu, ale łzy już zaschły.
- Widzę - szepnął ,  uśmiechnął się słabo. Po czym powoli kręcąc głową spenetrował wzrokiem sale, sprawiał wrażenie jakby nie kojarzył miejsca, ale zobaczył nas u nogach łóżka i ponownie się uśmiechnął.  Wyglądał na wyczerpanego. - Jesteście tu. -stwierdził i zacisnął usta
- Witaj w śród żywych -powiedział Louis podchodząc bliżej niego z czym wiązało się to, ze ja też poszłam.
- Role się zamieniły - wyszeptał patrząc na mnie - teraz ty jesteś u mnie...
- No widzisz... - powiedziałam uśmiechając się. Nie wiem dlaczego, ale tylko na te słowa było mnie stać, czułam gule w gardle. Łzy same mi płynęły, czułam się otępiała, jakby wszystko działo się w spowolnionym tempie, spać mi się chciało niemiłosiernie. Ale wiedziałam że na sen będę mogła sobie pozwolić dopiero w domu. Potarłam plaster na ranie na głowie.
- Boli?- spytał Louis z zatroskaną miną - jeśli chcesz, mogę skoczyć po jakieś antybólowe tabletki czy coś...
-  Ale, tak, boli i to bardzo, ale dam radę do domu. -powiedziałam patrząc przed siebie.
- Jesteście tu we dwie... -powiedział Nath. Do Lulu.
- Jesteśmy, jesteśmy...
- ... i nic wam nie jest - dokończył
- Nie myśl teraz o tym - powiedziałam
- Jeszcze będziesz miał dużo czasu, żeby sobie to po przypominać -poparł mnie Louis chowając prawą lewą do prawej kieszeni w mojej bluzie.
- Wiem - przyznał zamykając oczy, po chwili znów je otworzył, wzrok miał nieprzytomny
- Jak się czujesz? -spytała Lulu
- Bywało... bywało lepiej ... ale nie jest aż tak strasznie.
Nagle z korytarza nagle dobiegł nas dźwięk dużej ilości kroków. Po chwili drzwi się otworzyły a do sali wpadła czwórka chłopaków.

To Be Continoued....

_________________________________________
Mam nadzieje że się podobało i dla sprostowania: Ja nie napisałam w żadnym zdaniu w poprzednim rozdziale, że Nathan nie żyje, spokojnie aż taką sadystką nie jestem xD Poza tym za bardzo się niektórych was boje xD
Jeeju tak dziwnie przeczytać "Rozdział 1" xD 
Czytajcie komentujcie polecajcie itp 

CZĘŚĆ DRUGA!

Z powodu tego, że jestem głąbem internetowym
nie zrobię nowej strony 
a innej strony, innego bloga nie będę zakładać
bo wole mieć wszystko w jednym 
tak, więc...
Po prostu napisze że 
TO JEST POCZĄTEK DRUGIEJ CZĘŚCI
żeby było jasne i będę pisać normalnie:D 
Od 1 rozdziału itp =]


KOCHAM WAS <3 <3 <3

środa, 5 marca 2014

Noatka na... ekhem koniec ='[

 Jeju wczoraj to chyba rekord pieć minut po opublikowaniu a już 2 komentarze nawet nie zdążyłam nikogo zawiadomić . Jeju =]
Do rzeczy :
Na początku chciałąm serdecznie podziękować ojej kochanej siostrze Izie że dała ten artykuł na bravo.pl że namówiła mnie na założenie bloga i poleciła swój blog, przez nia sie wszystko zaczęło i to dosłownie i The Wanted i Teen Wolf i pisanie.... <3  Tażke chcę podziękować Karolinie za pomoc  itp. Każdemu czytelnikowi chce podziękować, że przeżył i dotrwał do tego momentu, bo serio ja bym idę przy tej Modzie Na Sukces załamała xD 
Więc teraz już na serio :
Nie umiem pisać ostatniego rozdziału, wiec zrobiłam tak że wiecie, no sami widzicie jak to jest.... Myślę , że dalej się domyślacie co się stało z Nathanem.. nie? Ech... te emocje nie no nie mogę się ogarnąć, w ogóle nie miałam pojęcia że pamiętam ten sen z takimi szczegółami....*.*(pisałam o tym kiedyś ) nie no muszę się ogarnąć. Powiem wam co na początku myślałam jak ułożyć tą historię, która w większości opowiadała o Lanie i Louisie, tak więc miało być i gólnie tak, że na koniec nie byłoby Louny (Louis + Lana)  tylko Hana (Harry + Lana). U Nalu (Nathan + Lulu) nie miało być też tak samo bo (!) w scence zdrady na wakacjach  (no, że tak powiem) Lulu miało dojść do scenki +18, a to wiadomo, ciężko wybaczyć, także Nalu nie miało istnieć, miało  być Tulu (Tom+Lulu). Ale ostatecznie nie mogłam się zdobyć żeby rozbić tak idealny, no z małymi konfliktami, ale to szczegół, związek. Louis miał być wkręcony w związek z Taylor (tą z wakacji) Porwana miała być tylko Lana, ale dzięki Karolinie  czytelniczce która mi po każdym rozdziale, no prawie, mówi co jej się podobało i wgl w szkole ewentualnie (jak w przypadku paru poprzednich rozdziałów) grozi  (:***), sie zmieniło, po prostu pomagała mi pisać i mimo, że nie dostałam do tej pory jej wersji, zostałam przy tym żeby porwano oby dwie dziewczyny. Wtedy zorientowałam się, że Lulu nie musi chodzić tak na drugi plan bo każdy wie że też ją lubimy, i ,... no sami wiecie.
Tak że tego.. no... . genialnie sie dla was pisało, i czytało się te powieści w komentach , szczególnie to (że powieści) kieruję do Izy.. :D Te krótsze też, każdy komentarz motywował mnie do dalszego działania, widzę nawet że przybyło mi dwie fanki (Czytelniczki) , cieszę się z tego bardzo... :)
Ale tak czy tak na myśl, że skończyłam ten "Rozdział" (wiecie o co chodzi, nie że rozdział że rozdział tylko rozdział ze to co pisałam ) w życiu, to aż mi sie łezka w oku kręci... :'( no normalnie płakać sie chce.... jak przeczytałam ostatnio te scenki z porwania a potem znalazłam zeszyt  w którym pisałam kiedyś, i trafiłam na 2 rozdział to łez nie mogłam powstrzymać. Mówią, że to po protu blog, dla mnie to jest coś innego, to jest cześć życia, no nie, trochę przesadziłam ale czytając rozdział drugi gdzie się wszyscy poznawali i gdzie Lana nie chciała się kolegować z Louisem a Nathan był w Domu Dziecka u Lulu, gdzie pomagał i te pe. Wtedy nawet nie wiedział co ich czeka, a teraz... Lana jest z Louisem, Lulu z Nathanem..no można tak powiedzieć . wszystko jest dobrze... no... prawie wszystko... . No więc bo odbiegłam od tematu, czytając ten 2 rozdział gdzie nie znali sie i wgl, i czytając 86 rozdział gdzie... no sami wiecie, co jest miedzy nimi, czuję że po prostu... no... wykonałam jak dla siebie trochę roboty, która tak czy tak sprawiła mi przyjemność. Pisanie jest jak wychowywanie dzieci, jakoś tak , nie? Na początku jest tak niewinnie wszystko, tacy spokojni są wszyscy, ale potem się zaczyna rozkręcać, a ty odczuwasz to samo co oni. Tak jest w moim przypadku. Sorry, że odbiegłąm od tematu, ale przynajmniej ten .. ten wpis, żeby był w miarę składny, co chyba się nie da.
Więc teraz mam już ostatnie do was pytanie.....
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
. o ile chceie je usłyszeć...
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
ale na pewno?
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
..
.i obiecujecie że nie ucierpie przy tym?
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.okeeej to pytam
.
.
.
.
..
.
.
.
.
..
.
.
..
.
..
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.
.a nie musze potrzyma,c w napięciu
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.*trzyma w napieciu* i jak mi idzie???
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
..
..

.
.
.
.
.
tak więc pytam
.
.
.
.
.
.
.
..

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
ale jestescie pewni ze chcecie je usłyszeć??
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..

no okej bo zaraz miotły, banany i patelnie pójda w ruch..

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Uwaga....
 .
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.

.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
 tak wiem denerwuje was to już <333
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
..
.
.
.
.
.
.

GOTOWI NA CZEŚĆ DRUGĄ?? 

Jeśli zgazacie sprzeciw moge nie pisać okej zrozumiem że was męczę ale tak jak napisałam ciężko jest mi się z tym rozstać więc pytam... 
CHCECIE ?!??? 
Zrobię nowa zakładkę, w której będę kontynuować,  bo po co nowa strona czy tak by było lepiej?

Poza tym 

wiecie że was kocham i każdy serio każdy najmniejszy komentarz był da mnie motywacją <333333333

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 86

(Lana)
- On umiera -dokończyłam za nią, łzy mi spłynęły po policzkach.
Victor bez słowa wyciągnął swoją broń i  wycelował...  zacisnęłam ręce w pięści ... strzelił. Ale usłyszałam tylko coś jakby ktoś rozbijał butelkę.
- Dean! Daj mi swoją broń! -krzyknął do chłopaka
- Ale szefie.. -zająkał się 
- Dean! - krzyknał Victor przeraźliwym głosem
- Nie!  - chłopak wyrwał ojczymow bron i rzucił na podłogę - panu sie w głowie poprzewracało, pomagałem ale bez przesady nie mogę pozwilić na to, żeby ktos zabijał szesnastolatki!
Victor szybkim ruchem wyjał zza pasa nóż
- Albo w tej chwili dasz mi swoją bron albo cie zabije, prosty wybor - powiedział z furia, w głosie. W drzwiach pojawił sie Jerry/Jerome .. młodszy brat Deana
- Dean.. nie dodawaj oliwy do ognia -powiedział cichym głosem, bał się.
- Jerome! Ty też lepiej uciekaj! -krzyknał do niego brat - On i tak cie zabije
W tym momencie ostrze noża przebiło chłopaka w miejscu serca. Padł na podłogę, Jerome widząc to po porstu uciekł, moze wiedział, ze z nim nie należy zadzierać, może nie wiedział co zrobić. Victor podszedł do wykrwiającego się chłopaka i szturchnał go nogą, wyciągnął z jego kieszeni pistolet.
- A trzebabyło słuchać... -powiedział i odwrócił się do nas - W końcu , zapłacisz za to, że mnie wydałaś - Victor po raz drugi wycelował we mnie. Zamknęłam oczy, zacisnęłam ręce w pieści i zaczęłam głeboko oddychać, ciesząc się ostatnimi wdechami powietrza. Nagle wszystko stało sie szybko. Usłyszałam huk, poczułam upadające szkło nade mną i jakby ktoś wbiegał do pokoju, usłyszałam też strzał i poczułam ból. Nie był taki jak się spodziewałam, był nawet znośny. Chodź ręki nie czułam w ogóle. Otworzyłam oczy ktoś mną szarpał. Znaczy zdawało mi się, że ktoś mną szarpie tak na prawdę ktoś kombinował mi ze sznurkami, dopiero potem rozpoznałam w tym człowieku  pana Watsona, przyjaciela mojego taty. Rozwiązał mi ręce, pokręciłam trochę nimi żeby złapać normalne czucie, miałam je już obtarte. Ranna ręka bolała jak diabli z każdą chwilą ból się nasilał. Ktos pomachał mi przed oczami. Czarne plamy. Tyle co widziałam i jakiś nieokreślony ruch. Świat wokó wirował. Watson rozwiązywał Lulu gdy odzyskałam jakotaą świadomość zeby się podnieść.Złapałam Lulu za ręke i jakimś cudem wybiegłyśmy z pokoju, gdzie pan Watson siłował się z Victorem, który budowa no.. chuchermkiem nie był. W korytarzu zobaczyłam że mój tato leje jakiegoś faceta.Jak ja się ucieszyłam, ze go widze.  Przebiegłyśmy obok nich, i schodami wpadłyśmy na grupkę sługusów Victora. Jeden rzucił się na mnie i mnie przewrócił a Lulu została przyparta do ściany. Jeśli tylko mogłam kopałąm go byle gdzie i biłam, w końcu udało mi się kopnąć oprawce w krocze, ten sie zaczął zwijać z bólu. Potem się rzuciłam na tego kolesia który krępował Lulu, ona mi pomogła i obaj w końcu leżeli i kwiczeli. Schodami na dół wpadłyśmy do wielkiego holu. Na przeciwko było wyjście, a za nim mimo że byłą noc sbyło jasno.  Wszystko przez światła radiowozów. Wybiegłyśmy z budynku. Porsto w ramiona Louisa.
- Lana...  - szepnął i nie zważajac na moje liczne plamy krwi rozpiał bluzę i zapiał tak żeby obejmowała też mnie. Cudownie było czuć jego ciepło, jego zapach. Dopiero teraz pozwoliłam sobie na płacz. On widząc to przycisnał mnei mocniej do siebie.- Nie płacz, słyszysz? Kochanie nie płacz.... Już jest dobrze.... Jesteś bezpieczna...- objął mnie mocno, nie potrafiłam przestać płakać, po prostu nie potrafiłam łzy same się ze mnie wylewały. Łzy strachu, szcześcia i smutku. 
- Louis ja... - zaczęłam, ale ten tylko na mnie popatrzył i lekko pocałował w czoło
- Teraz nic ci już nie grozi...
Z budynku wyszedł mój tato prowadząc z przodu Victora.
- Jeszcze sie policzymy  - syknał do mnie. Popatrzyłam na Louisa który położył moją głowę na sowim ramieniu. Po chwili mnie puścić i zaprowadził do jakiegos kamienia. Podał mi chusteczkę. Nie chciałam myśleć nawet co by było gdyby w tym momencie nie zostałą wybita szyba. przyłożyłam chusteczkę do skroni, nowa rana która krwawiła jak nie wiem potrzebowała czegoś wiecej niż chusteczki, a chociażby plastra, ale niestety tylko to było. Chciałam już wrócić do domu, chciałam po prostu się obudzić z tego snu. Wpatrywałam się w ziemię zaciskając oczy i starając się uspokoić. Podniosłam głowę i zobaczyłam Louisa wpatrujacego sie we mnie.  Z chwili na chwilę coraz bardziej docierało  do mnie co się stało, co mogło by się stać, co mogłabym stracić,  a raczej kogo. Teraz dopiero sobie uśiwadomiłam, że teraz mogłabym już nie żyć, nigdy już nie miałabym wtedy go zobaczyć, nigdy. Wstałam i wtuliłam się w mojego chłopaka.
- Nie puszczaj mnie -powiedziałam szeptem
- Nie zamierzam - odpowiedział



(Tom)
*w tym samym czasie*
- Nathan słyszysz mnie? - pytałem trzymając go za rękę, chciałem czuć czy uścisk słabnie, jęknął - Jezu stary, trzymaj się zaraz karetka przyjedzie zabiorą cię.
- Za.. za późno.. - wyjęczał słabym głosem powoli mrugając
- Jakie za późno... Dasz rade! - popatrzyłem an niego to na wejście modląc się żeby już ktoś się nim zajął
- Tom... - uslyszałem, poatrzyłem na chłopaka, jego biała bluzka teraz była czerwona w miejscu na klatce piersiowej gdzie tkwiła kula - Jeśli .. jeśli cos pójdzie nie tak... - przełknął ślinę, widać , że mówienie sprawiało mu trudności.  Z dala usłyszałem szybkie kroki kroki. Lulu. - kochasz ją... proszę zaopiekuj się .... Lulu ...
- Nathan... - powiedziała klękając obok nas 
- Lulu... -prerwał jej - kocham cię ...
W tym samym momencie zamknał oczy a jego uścisk zelżał.
- Ja ciebie też..  - powiedziała siląc isę na opanowanie Lulu, ale po chwili już zaczęła płakać. Gdzieś  na podwórku zrobił się szum, pojawiło się więcej świateł. Przyjechałi. Tylko cholera czemu  nie pare minut wcześniej. - Nathan prosze ... nie rób mi tego... Nath...-  Gdy sanitaruisze próbowali wnieść Nathana na nosze odciągnałem spakinowaną Lulu od niego.
- Lulu ... - popatrzyłem na zapłakaną dziewczyne, co mogłem powiedzieć, nic. Łzy same mi sie, cisneły na oczy. Chciałem ją stamtąd zabrać ale uparła się żeby jechać... Wróciłem do chłopaków musiałem ich zawiadomić o rozwoju sytuacji. Osobiście. Z szacunkiem dla Nathana Jamesa Sykesa.

*Koniec*


___________________________________________________________
Sooł teraz więc to już koniec...
Zakonczenie wyszło mi jako takie nie jestem specjalistą taką jak Iza ale wiecie... 
Zapraszam na notkę, którą dodam gdy będą przynajmniej 4 komentarze =]

  


niedziela, 2 marca 2014

ROZDZIAŁ 85

(Lana)
Popatrzyłam na Lulu, była juz przytomna, teraz siedziała oparta o ścianę i wpatrywała się w sufit. Chciałam ja uspokoić, co,s powiedzieć. Nie mogłam. Niestety. Victor obserwował nas, prawie w ogóle nie spuszczając z nas wzroku. Popijał jakieś wino nie wino może wódka, nie mam pojęcia na pewno coś z procentami, bo tylko to pija. Poczułam burczenie w brzuchu, taak nie jadłam od wczorajszego wieczora. 
Słonce górowało na niebie,  dzien był upalny a dopiero najgorsze miało się zacząć. Długo on nas tu będzie tak torturował? Tak.. po co ja sie pytam to jego hobby...
- Co się tak gapisz? -spytał i wstał 
Powiedziałam cos niezrozumiale, chyba go to zaczynało wkurzać,bo zawołał Jerry'ego/Jeroma, nie mam pojęcia jak sie na prawdę nazywał, i Deana.
- Rozkiełznujcie je  - polecił, chłopacy spełnili żądanie i wyszli.
- Więc? Co ci na serduszku leży? - spytał patrząc na mnie z uśmieszkiem  
- Nie. Boje. Się, Ciebie - powiedziałam nierozpoznanym dla mnie głosem 
- Ty może nie ale ona tak... - powiedział głaszcząc Lulu po włosach 
- Czego ty ode mnie chcesz? -spytała chrapliwie mierząc go nienawistnym spojrzeniem 
- A .. czego ja chcę... ? - udał zamyślenie - spłaty długu !  
- Moi rodzice nie zapłąca ci okupu -powiedziała Lulu 
- Do czego ona ci potrzebna ? - spytałam  - chyba mnie chcesz wykonczyć nie? 
- Ciebie też... ale nie zadawał bym sobie trudu gdyby twoja koleżanka była mi niepotrzebna co? - popatrzył na mnie - eh.. byłaś takim słodkim małym dzieckiem - popatrzył na Lulu z udawanym współczuciem - na różowym rowerku z włosami wkręcającymi się w szprychy... a potem tato stracił pracę ... prawda? 
Lulu wytrzeszczyła oczy. To była prawda. Skąd on to wiedział?
- Mama nie była zadowolona prawda? - spytał zakładając jej pasmo włosów za ucho - nie miała pieniędzy na piwo prawda? Tato poszedł w jej ślady... a wiesz, że to co pili to nie herbata? Mówili ci tak. Mówili też że nie mają na słodycze tylko dlatego że odkładając na wakacje... na które swoja drogą, chcieli kiedyś pojechać. Nawet wzięli pożyczkę ... Niestety... nagły przypadkowy pożar im przeszkodził... - uśmiechnął się
- To ty ich zabiłeś ! - krzyknęła 
Zaśmiał się 
- Nie jesteś taka głupia na jaka wyglądasz... To ty jesteś zapłatą -poinformował ją - a co do ciebie - zwrócił się do mnie - Też jesteś mi coś winna, chyba pamiętasz...nie?  
- Nic ci nie jestem winna i gdybym jeszcze raz miała  to zrobić to bym zrobiła! - powiedziałam powoli 
- A jeśli karą nie była by twoja śmierć tylko przyjaciółki? - spytał a w jego ręce dostrzegłam lufę pistoletu 
Nie odpowiedziałam. Przystawił pistolet do szyi przerażonej  Lulu 
- Będzie umierać powoli... chcesz tego?- spytał a Lulu jęknęła, Mógł nacisnąć spust  w każdej chwili.
- Nie - wykrztusiłam w koncu
- Grzeczna dziewczynka a teraz jeśli obiecacie się nie drzeć nie każe wam znów zakneblować ust jasne ?
Popatrzyłam na Lulu, kiwnęła głową, wyciągnął komórkę i wystukał coś na klawiaturze. 
 - Pan Movin? -spytał 

(Louis)
W chwili gdy wychodziłem z łazienki  usłyszałem jak mój telefon gra. Poszedłem na dół do kuchni, gdzie zostawiłem telefon. Na ekranie migała koperta. Esemes... od Lany...  OD LANY ?!!?!
- Adres - szepnąłem wpatrujące się w telefon po chwili się ocknąłem. Wystukałem numer do Nathana i jednocześnie ubierając się i zamykając drzwi domu  pobiegłem w stronę domu The Wanted.
- Tak? -spytał głos
- Nathan?
- Nie, Tom. Nathan siedzi w pokoju nie chce nikogo wpuszczać -poinformował mnie chłopak. 
- Zaraz u was będę - rozłączyłem się i wpadłem na ulice. Że też dzisiaj pożyczyłem samochód Liamowi... 
Lana żyje! Obie żyją! W lesie były atrapy... bardzo realistyczne ale ważne że nie one! W mgnieniu oka znalazłem się przy domu chłopaków. Zacząłem pukać 
- Louis o co ci chodzi - spytał lekko zdziwiony Tom otwierając mi drzwi 
- Lana...Lulu one... 
- Tak wiem - spuścił głowę 
- No właśnie nie -pokazałem mu telefon 
- Skąd to masz? - spytał podejrzliwie
- Lana mi przysłała a raczej ktoś kto ma jej telefon. Gdzie Nathan? - spytałem słysząc trzaśnięcie drzwiami na górze. Po chwili na schodach ukazał sie Sykes.
- Co chcesz? - spytał
- Masz wolny samochód? - spytałem 
- O ile Siva nie zabrał to tak.. a co? 
- Louis myślisz że to bezpieczne? Może to jest zasadzka? -spytał Tom - Może o to chodzi zeby was tam zwabić? 
- Gdzie? - dopytywał sie młody 
- Dostałem adres ... Lany i Lulu - powiedziałem a chłopak wyrwał mi telefon z ręki 
- Louis zanim cokolwiek zrobimy -powiedział Tom zabierając telefon Nathanowi i podając go mi - musimy powiedzieć to panu Movin. Czaicie? Musimy mieć obstawe
- Czemu "musimy" ?  - spytał Nathan ubierając buty 
- Ja też z wami jadę, im więcej osób tym lepiej, poza tym... 
- Poza tym co?
- Nic.
 No tak powiedzieć "poza tym za bardzo mi na niej zależy" własnemu przyjacielowi musi byc trudne. Ja nawet nie rozumiem ich relacji. Poza tym Tom mógł mieć racje, jeśli chodzi tylko o to żeby nas zwabić w pułapkę? Będzie cieżko ale trudno, trzeba zaryzykować. Dla nich warto. 
- A może Tom ma racje - spytałem
- Nic gorszego juz nas raczej nie spotka nie?

XXX
 (Nathan)
- Jak to sto tysięcy za jedną? -spytałem wstając ze schodów. Byliśmy w domu komendanta - ojca Lany, właśnie przekazał nam ze w ciągu godziny musimy zebrać dwieście tysięcy żeby odzyskać dziewczyny.
- Powiedział że albo je zdobędziemy albo zabije je - pan Movin  przetarł oczy, pewnie tez nie spał tylko próbował je namierzyć, no tak.. chwila! 
- Możemy je odbić - powiedziałem 
- Właśnie po to tu przyjechaliśmy - poparł mnie Tom
- Mamy ... mamy adres, prawdopodobnie tego miejsca gdzie przetrzymują  Lanę i Lulu. Pojedziemy tam - powiedział Louis- Może żyją ale w każdej chwili może się to zmienić.
- Nie możecie się narazić! Zostawcie to policji
 - Policja ile może? -spytałem - tyle ile zawsze czyli nic
- Tu chodzi o moja córkę !

 (Louis)
 - Louis Idziemy, zbyt wiele od tego zależy -powiedział - każda sekunda to coraz mniejsze szanse ze najdziemy je  tam... żywe
To mi dodało otuchy bo pognałem , już nawet nie szedłem tylko biegłem , w stronę pokazywaną przez telefon.  Najgorsze co mogło być to właśnie to co powiedział. Nikt nie wiedział oprócz Toma który był razem z nami gdzie jesteśmy.
Nagle przed nami wyrósł dom, wielki dom, niezbyt zadbany ale był.Nad drzwiami głównymi   wisiała lampa a pod nią stało dwóch dryblasów. Popatrzyłem na Nathana i kiwnąłem głową. Ten pobiegł na nich dwóch sam, ja za nim.


(Nathan)
 Teraz nie liczyło się już nic, teraz nie liczyło się już nic z wyjątkiem Lulu i Lany... Czułem na twarzy powiew wiatru nie powiew, raczej chłostanie tak zimnego wiatru jak w zimową noc. Biegłem prosto na dwóch gości przed domem, wiedziałem że mnie widzą. O to chodziło, chciałem im ... nie wiem co chciałem , jakoś w głębi chciałem żeby po prostu zapłacili za to że uwięzili mi moją dziewczynę. Widziałem ich zszokowane miny. Wiedziałem też ze za mną jest Louis, wiedziałem te że i on myśli tak samo jak ja. Chciałem po prostu zobaczyć Lulu i ja przytulić, pocałować, powiedzieć ze wszystko jest już dobrze, przeprosić za te kłótnie, a teraz...? Teraz nawet nie miałem pojęcia czy ona żyje. W okół była cisza, taka cisza że piszczało w uszach, nie wiem może byłem tym tak oszołomiony.... może. W oczach miałem łzy, we krwi buzowała mi adrenalina, w sercu miałem strach i pustkę, strach że mogę stracić to co spowoduje że w sercu  będę miał całkowitą pustkę. Byłem coraz bliżej ich , ale co. Wiedziałem dobrze, że nie dam im rady, ja w porównaniu z nimi to byłem wykałaczka. Wiedziałem że liczy się każda sekunda, przyłapałem się nawet na pakcie z Bogiem żeby to mi sie cos stało a nie jej, nie wybaczył bym sobie tego. W myślach miałem już sceny .. różne, jeśli będzie źle, że wchodzę tam a tam one dwie... nie..nieżywe, ale były tez dobre, takie że tam wchodzę a Lulu rzuca mi sie na szyję. Jeśli będzie ta gorsza wersja, miałem juz nawet dla siebie zaplanowane resztę życia, czyli następne dwie godziny. Poszedłbym do domu wziąłbym żyletkę i przeciął tętnice, w paru miejscach nawet , jeśli byłoby to potrzebne oby tylko jak najszybciej zejść z tego świata, bo wtedy... wtedy nie miałbym juz dla kogo żyć. Tam, po drugiej stronie spotkałbym się z nią i tam dalej żylibyśmy razem.  Błagałem żeby jednak nie było za późno...

(Lana)
 Wyszedł gdzieś. Lulu mnie jakimś cudem kopnęła
- Co? -spytałam
- Lana, coś się stanie -powiedziała, tu akurat miała racje, coś sie mogło stać, z nami... Za dwie godziny, dokładnie. I nie coś by się stało tylko coś się stanie, nadzieje już chyba obie straciłyśmy. Nie było teraz nawet po co uciekać, nie znałyśmy terenu, nie wiedziałybyśmy gdzie biec, jeśli by nam sie udało w ogóle uciec z tego domu, a oni.. oni znają ten teren jak własną kieszeń. Serce mi waliło jak oszalałe, na rekach miałam gęsią skórkę a oddech.. nie mogłam się uspokoić. Spojrzałam na Lulu, ona ... dosłownie trzęsła się , i nie tylko z zimna, chociaż ona była cieplej ubrana niż ja, ale głównie ze strachu. W głowie miałam juz scenariusze, i wszystkie kończyły się tak samo, na dwóch dziewczynach które ktoś znajduje półżywe w domu.  Zamknęłam oczy i jeszcze raz popatrzyłam na Lulu
- Lulu -powiedziałam - spokojnie
- Jak mam być spokojnie, to są moje ostanie chwile życia!
- Wiem, ja też sie boje, też jestem przerażona, uwierz. Ale tak może być jeszcze gorzej - chyba bardziej chciałam tym uspokoić siebie niż ją. Przypomniałam sobie jak Louis kiedyś mi powtarzał, że nigdy nie można tracić nadziei. Tego chciałam się trzymać

*parę minut potem*
Victor wszedł do pokoju z wielkim uśmiechem. Był ubrany już wyjściowo, miał na sobie skórzaną czarna kurtkę , u nich to musiał być znak rozpoznawczy , i ciemne okulary , które do połowy zakrywały jego  szramy na twarzy. Krótkie kręcone włosy miał nażelowane, ale mimo to i tak dalej wyglądał jak śmieć. Podszedł do stołu i nalał sobie wódki do kieliszka. Z dołu było słychać huk i strzał. Pomyślałam, że to jakieś ich zabawy. Pełno było tam młodzików,niewiele starszych ode mnie a ja co? Skończone 16 lat więc nie byli za  starzy. Victor popatrzył na nas z pogardą
- Że też tym idiota na was zależy.. wy nie jesteście nic warte -powiedział - Jeszcze chwila a i tak wiecie...  skończycie jak mój pies
- Zamknij się !- krzyknęła Lulu
- Nie będziesz mi rozkazywać! - szybkim ruchem wziął nóż ze stołu i przeciął jej ramie aż mi się coś zrobiłam jak zobaczyłam jak trysła krew, zamknęłam oczy i się otrząsnęłam. Gdy je otworzyłam Lulu miała przystawiony go do gardła prze Victora. Serce mi zaczęło bić, był upity to było widać i słychać, mówił strasznie niewyraźnie. W tym stanie właśnie zabił moją mamę. Mógł teraz zrobić co mu się chciało. Ale jednak sie od niej odczepił. Podszedł do stołu i łyknął następny kieliszek.Popatrzył na monitory i się zaśmiał
- O, twój chłoptaś -popatrzył na Lulu - chyba sobie za niedługo zobaczycie tam w górze - wskazał na sufit, ale właściwie chodziło mu o niebo. W tym momencie coś jakby strzała wbiła mi się w serce, na samą myśl że cos komuś przeze mnie by sie stało. Lulu popatrzyła na monitor, i próbowała się nie rozpłakać, wytężyłam wzrok ale ciężko było,  w końcu zobaczyłam centralnie na środku leżącą postać wokół niej podłoga zaczęła robić sie coraz ciemniejsza.
- Dean zawołaj Jerome'a.. Jerry;'ego czy jak on tam się nazywa i  przyszykujcie dwa worki -powiedział,
- Szefie to tylko dzieciaki - powiedział Dean - nie przesadza szef czasem?
- Nie, nie przesadzam, a jeśli będziesz się sprzeciwiał to do nich dołączysz ...
- Proszę, możesz mnie zabić ale pomóż mu! -powiedziała błagalnie  Lulu do Victora
- A ten chłoptaś.. jak się nazywa? -spytał
- Nathan - powiedziała Lulu płaczliwym głosem - Nathan... on..
- On umiera -dokończyłam za nią, łzy mi spłynęły po policzkach.
Victor bez słowa wyciągnął swoją broń i  wycelował...  zacisnęłam ręce w pięści ... strzelił.


 To Be Continoued ....

____________________________________________________
Jeeju jaki mi długi wyszedł sorry ale  
Przepraszam Iza ale sama pamiętasz jak ci mówiłam że ktoś... no wiesz
Tak więc To przedostatni rozdział. Jutro postaram się dodać ostatni, na pewno w tym tygodniu będzie 
Bardzo dziękuję za komentarze =] 
I .. komentujcie dalej ja lecę sie schować bo nie wiadomo czego sie spodziewać po wkurzonej siostrze =]

czwartek, 27 lutego 2014

ROZDZIAŁ 84

(Lana)
Ból powoli ustępował. Głowa nie zdawała się być z ołowiu a rany piekły tylko wtedy gdy sie ruszyłam. Pytanie:Dlaczego podali mi środek przeciw bólowy i dlaczego nie wstrzyknęli tego tez Lulu? A co najważniejsze - dlaczego ten chłopak to w ogóle zrobił, skoro moja rola w tym to cierpienie? Nie rozumiałam, rozum miałam jeszcze trochę zamroczony a w ustach miałam wióry, no oprócz szmatki.  Ignorując te niedogodności utkwiłam nienawistne spojrzenie w Deanie i Victorze. Mówili coś do siebie i nie dokonca to do mnie trafiało. Z tego co zrozumiałam była mowa o jakimś przekręcie i wrobieniu.Wsłuchałam sie bardziej gdy usłyszałam imię mojego chłopaka. 
- A jeśli się domyślą? - pytał po cichu Dean
- Spokojnie jeśli twój braciszek niczego nie spaprał to nie zorientują się ze to ich ciała- uspokoił go Victor
- Ale jej ojciec to policjant
- A tak zwani przyjaciele to super gwiazdy -powiedział kpiąco - o nich bym sie bardziej martwił, ich gorzej będzie wyeliminować- zawiesił głos-  będzie zbyt o tym głośno...
- Nie zatuszuje się sprawy?
- Nigdy nie mów nigdy
- Ale szef właśnie to... a dobra nie ważne - machnął ręką
- Szturchnij tą blondi może żyje , nie chce żeby mi tu powietrze zanieczyszczała ... A tamtej drugiej  powinny już zacząć narkotyki działać , zajmij się tym -polecił - idę do baru przyślę ci tego dzieciaka do pomocy masz ich pilnować wracam za godzinę - powiedział zakładając brązowa kurtkę
Czy on powiedział narkotyki?! TO we mnie teraz siedzi?! 
Dean sprawdził czy Victor na pewno się nie wraca po coś i uklęknął koło nas. Jedna ręką zaczął sprawdzać Lulu puls a druga zaczął grzebać w kieszeni. 
- Do kogo ? - spytał tak szybko że mogło by mi się zdawać. Popatrzyłam na niego w pełnym szoku. Telefon z jego kieszeni wypadł obok mnie a ja z ociągnięciem wcisnęłam 5 i przytrzymałam telefon automatycznie się połączył. Do czego mu to? Chce wiedzieć kogo pierwszego zabić? Chwila! Czy mi się zdaje czy on chce pomóc? Szturchnęłam Lulu i przeniosłam wzrok na chłopaka. Dean popatrzył na mnie i kiwnął głową. 
- Dean! - do pokoju wpadł chłopak blondyn na oko 15- 16 lat, Miał na sobie skórzaną kurtkę. - O.. nie wiedziałem że mamy gości... - zmierzył mnie wzrokiem - Victor mnie tu przysłał
- Szef -poprawił go brunet
- Wracając -nie spuszczał z nas wzroku - ha! Znów je nafaszerowałeś?! - krzyknął jakby rozwiązał jakiś trudny problem- Już niedługo was będzie można was upiec - zaśmiał się  beztrosko
Przysięgam jeśli nie byłabym skrępowana sznurkami to ostatkami sił bym go rozszarpała, śmiał sie z sytuacji w której się znajdowałam. No mi do śmiechu nie było.
- Niczym ich nie nafaszerowałem tylko przeciwbólowe im wstrzyknąłem ... - wstał i zmierzył chłopaka wzrokiem w głębokim zamyśleniu
 - O Dean który się sprzeciwia.. myślałem że nie dożyję tego dnia...
- Jerry zamknij się i mnie posłuchaj
- Nie mów na mnie Jerry ! Noo słucham? 
- Jesteś moim bratem a bracia ...
- O nie znów ta gadka.. - jęknął blondyn zwany Jerry
- ...Powinni sobie pomagać i nie donosić swojemu szefowi - kontynuował Dean
- A starszy brat powinien mieć dość oleju w głowie żeby pamiętać  to że  w pokoju jest kamera ... - powiedział śpiewnym głosem
- A młodszy powinien do konca słuchać starszego , Jerry masz zadanie  - wręczył mu mój telefon.
- W11 zgłoś się agent Jot gotowy do tajnej misji -powiedział do telefonu z uśmieszkiem
- Jerry nie wydurniaj się i schowaj ten telefon tak żeby nikt go nie znalazł. Jakby co to ja go zniszczyłem  Nooo i jest jeszcze sprawa kamer wykasujesz ostatnie dziesięć minut .. okej? PRZYNAJMNIEJ RAZ mogę na ciebie liczyć?
- Na mnie? Zawsze i wszędzie - zaśmiał sie. Nie wyglądał na żadnego przestępce, jakby był tylko ich zabawką albo przebywał w gangu tak o. - Tylko.. nie wiem po co chcesz to zrobić ?
- To tylko dzieciaki
- Sa w  moim wieku, dla mnie Victor nie był tak pobłażliwy tylko od razu chciał zastrzelić
- Ale ja byłem. -zaznaczył
- Dobra ja nie wnikam. - podniósł ręce w poddanczym geście  i wsunął telefon do rękawa. Zerknał na nas jeeszcze raz a raczej na nieprzytomną Lulu - Co z nią?
- Niedługo sie obudzi - powiedział Dean i usiadł na obracanym krześle
Jerry pokiwał głową i zwrócił sie do wyjścia.
- To po co ja upozorowałem ich śmierć żeby teraz .... ? Dobra wolę nie wiedzieć
- I dobrze.
- Agent Jerome odmeldowuje sie! - krzyknął i po chwili było słychać kroki na schodach
- Pomogę wam -powiedział chłopak odwracając sie do nas. Jakbym się nie domyśliła. Ale dlaczego? Nie. To nieważne, ważne ze pomoże nam pożyć dwa trzy dni potem
może jakimś cudem umrę szybko. Najbardziej pocieszająca myśl

(Nathan)
Zwiesiłem głowę tak że teraz widziałem kolorowe płytki podłogi łazienki. W rękach trzymałem gwóźdź. Oparty o toaletę siedziałem tak już dobre pół godziny, Każdy chciał wiedzieć jak się czuje co mi jest itp itd. A po co? Po co im to wiedzieć dobrze wiedza jak sie czuje, jak lustro które spadło z dziesiątego pietra i rozbiło się na kawałki. O to co czuje: pustka, wielkie nic.
Tylko nie pokazuj że jesteś słaby... Nie możesz wtedy będzie jeszcze gorzej. 
Bawiłem się gwoździem w palcach. 
- Zostawcie mnie! - krzyknąłem gdy usłyszałem kolejny raz pukanie do drzwi
- Nathan, dziecko, porozmawiaj z nami  - usłyszałem kobiecy głos
- Nie wyjdę, nie chce nikogo widzieć -odparłem
- Nathan do cholery! Tak nie można jesteś w czyimś domu! - ktoś uderzył pięścią w drzwi
Czy to był głos Toma? Co on tu do cholery robi?! 
- Pogrzało cię? -spytał jeszcze raz uderzając w drzwi i szarpiąc klamkę
Tak pogrzało mnie. Tak, byłem w środku nocy w domu najlepszej przyjaciółki. Tak  zamknąłem sie w jej łazience. Tak, nie chcę stąd wyjść. Tak jestem tym nienormalnym, idiotycznym  dupkiem który właśnie sie dowiedział że sens jego życia nie żyje. Co najlepsze, nie żyje i to z jakiego powodu? Bo ja jej nie pomogłem, mogłem za nimi pobiec, ale nie ja jak zwykle musiałem lepiej wiedzieć. Kurde co ze mnie za palant!
Okej, już spokój tak? Kogo to obchodzi, co ty teraz czujesz? Ale tak na serio? Usłyszałem szarpanie klamki. No tak.. oprócz niego? Nikt. 
Podniosłem wzrok i wstałem  i ochlapałem się zimną wodą żeby ochłonąć. Mnie chyba na prawdę pogrzało. Popatrzyłem w lustro, wziąłem kluczyk i podszedłem do drzwi. 
- Lulu... - wyszeptałem łamiącym się głosem 
Drzwi cicho skrzypnęły. Zobaczyłem Toma, miał rozczochrane włosy, gdzieś dalej w korytarzu stała pani Monica. Wbiłem wzrok gdzieś w przestrzen.  Nie łam się, nie możesz pokazać swojej słabości. Nie możesz.! 
- Ona nie żyje ... - wyszeptałem uświadamiając sobie co znaczą te słowa.
Tom objął mnie ramieniem. Wiedział jak się czuje, on ją przecież też kochał. Poczułem rękę na ramieniu z pewnością była to pani Movin. Jej też musiało być ciężko. 
Tak jak mi. Tak jak Louisowi. Tak jak wszystkim. 


To Be Continoued ....
___________________________________________________________
Tiaa. Nie skomentuje tego ale! Sorry za długą przerwę, znowu -.-'
Tak więc mówię, radze zwrócić uwagę na tego blondyna :D 
Poza tym, za jakieś 2- 3 rozdziały THE END 
Wiem że się cieszycie 
a teraz jeszcze tak, wbijać jak możecie na te stronki moje ulubione o :
Niallu (http://fanfictionoffniall.blogspot.com/)
Sterekowe imaginy (http://teen-wolf-stories.blogspot.com/)
Maxie (z TW) (http://ill-fight-for-you-until-i-drop.blogspot.com  )
(wszyscy autorzy blogów są proszeni o natychmiastowy rozdział / one shot bo inaczej patelnią! XD weny! kocham was<3

piątek, 14 lutego 2014

ROZDZIAŁ 83

(Lana)
Ocknęłam się. Nie wiem czy oślepłam czy miałam związane oczy było aż tak ciemno. Umarłam? Nie umarli nie czują. A gdyby nie czułabym ucisku na rękach i nogach.Zaczęłam się szarpać. Po chwili poczułam przeszywający ból na prawej nodze- zaczepiłam prawą nogą o jakąś blachę. Ręce które miałam związane z tyłu ledwo czułam, węzeł był za ciasny. mogłam sobie wyobrazić jak sinieją z nie dopływu krwi. Gdybym nie miała zaklejonych ust to może jakimś cudem udało by mi się przegryźć węzeł.  Usłyszałam dźwięk jadącego samochodu.
- Lulu!! - krzyknęłam niewyraźnie
Oddychałam ciężko,  brakowało mi powietrza. Dusiłam się. Czułam krew spływającą z głowy i nosa. Przez którą,jeszcze ciężej się oddychało.
Samochód podskoczył na wyboju w momencie kiedy znów wywrzeszczałam imię przyjaciółki. Straciłam orientacje. Jak długo byłam nieprzytomna. Jakby z oddali słyszałam trąbienie samochodu, wtedy zorientowałam się gdzie jestem, moim aktualnym miejscem pobytu był bagażnik jakiegoś starego auta. Poczułam zawroty głowy, w płucach miałam żywy ogien. W momencie kiedy ktoś otwierał klapę straciłam przytomność.
xxx
Pierwsze co zobaczyłam po otworzeniu oczu to przerażająco jasne światło. Wszystko było za mgłą.  Nerwowo rozglądnęłam się po pokoju w którym się znajdowałam. Pokój był bez drzwi a ścian ze złuszczoną tapetą pokazywały, że pod względem wyglądu nikt się nim nie interesował. Szyby  były powybijane a jedyne godne uwagi było to, ze pod przeciwną ścianą stała meblościanka z  mini telewizorami. Każdy pokazywał inne pomieszczenie, domyśliłam się że to monitory kamer. Po prawej stronie na górze... sobaczyłam siebie. Kamera musiała byś umieszczona gdzieś w rogu pokoju. Po dokładnym rozglądnięciu  się zobaczyłam Lulu,  była niedaleko mnie, siedziała zwinięta w kłębek równie dobrze mogła być nieprzytomna. Żyje na pewno, widziałam jak ciężko oddycha. Próbując znaleźć wyjście z naszej sytuacji poczołgałam się do okna. Byłyśmy w lesie, na oko na drugim piętrze. Przed domem widziałam kawałek dachu studni.
- aanaa - usłyszałam za plecami. Rozglądnęłam się i chwilę potem byłam już koło Lulu, przecisnęłam związane dłonie pod nogami. Zaczęłam szarpać sznurki które miała na rękach, widziałam jej wystraszony wzrok.  Po chwili szamotaniny poddałam sie wtedy Lulu wydała z siebie cos w rodzaju krzyku a ja poczułam ból i straciłam kontakt z rzeczywistością.
 Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam monitory. Rozpraszał mnie ból głowy, próbowałam odszukać siebie w pokoju w którym się znajduje. Po obejrzeniu dokładnie każdego z pomieszczeń stwierdziłam, że jestem tylko ja i Lulu, no i jeszcze był jakiś facet który pilnował wejścia. Podciągnęłam nogi pod szyję założyłam na kolana związane ręce. na których czułam zaschniętą krew. Popatrzyłam na snop księżycowego światła Nie miałam pojęcia czy byłam nieprzytomna przez pary godzin czy jest już następny dzien. Zaczęłam zahaczać kawałkiem taśmy o materiał legginsów w nadziei, że uwolnię sie z tego klejącego czegoś. W momencie gdy się poddałam usłyszałam kroki. Serce mi szybciej zabiło szybciej gdy uświadomiłam sobie, że ktoś jeszcze jest w pomieszczeniu.  Ja- związana, liny oplatały ciasno moje ręce i nogi, z zaklejonymi  ustami nawet nie mogłam krzyczeć. Byłam pusta w środku, żadnych pomysłów, nic. Zupełnie Niektóre rzeczy widziałam podwójnie, byłam słaba z minuty na minute opuszczało mnie wszystko. Skuliłam się i wbiłam wzrok w nogę.
- "Zostaw mnie" - krzyczałam w myślach. - "Prosze.."
Miałam już nadzieje, że jednak jakimś cudem usłyszał. Ale jednak musiałam znowu otępienie bo poczułam, ze ktoś unosi moją brodę. Facet którego nie specjalnie na ten moment kojarzyłam, kręcił głową z udawanym współczuciem. Po chwili sie zaśmiał i zaczął coś mówić. Jego głos słyszałam jak spod wody. Przez chwile tylko na niego patrzyłam  nie rozumiejąc co mówi. Dopieoro potem zorientowałam się kto to.
- Myślałem, że jesteś z twardszej gliny ulepiona... - zaśmiał się
-"Ignoruj go " -powiedziałam sobie w myślach.
Skutecznie jego wypowiedzi do puki nie sprzedał mi kopniaka w nogę. Podniosłam wzrok.
- Nie patrz na mnie tak, bo wzrokiem mnie nie zabijesz -powiedział drwiąco
- "Jeszcze sie okaże" - powiedziałam i sama sie uśmiechnęłam do swojej myśli.
To co próbowałam powiedzieć to  tylko urywaki wyrazów zniekształcone i przerwane przez wejście jakiegoś faceta. Miał na sobie czarną kurtkę i bandamę, która zasłaniała usta. Przy pasku spodni błyszczała bron.
- I jak Dean? misja wypełniona? - spytał Victor przybyłego
- Jasne, nabrali się, osobiście zadzwoniłem do komendanta. -poinformował go
Zmierzyłam ich wzrokiem, i znów zaczęłam wrzeszczeć niezrozumiałe dla nikogo, nawet dla mnie wyrazy. Facet którego ojczym nazwał Dean, podszedł do mnie i zerwał mi taśmę z ust.
- I co? - spytałam zmienionym głosem. - Teraz zamierzacie mnie zgwałcić? hę?
Zgodnie zwrócili ku sobie wzrok i uśmiechnęli się
- A tak bardzo tego chcesz? - spytał Victor bawiąc się kosmykiem moich włosów, popatrzył na Deana
Ojczym  musiał zauważyć że jestem jakaś niemrawa bo polecił temu drugiemu żeby dał mi kolejną dawkę.
Chłopak zniknął w drzwiach i pojawił się po chwili niosąc strzykawkę. Boleśnie wbił mi ja na zgięciu łokcia.
- Zaraz ci się polepszy -powiedział
Czy on właśnie podał mi środek przeciwbólowy? Czemu nei dał tego też Lulu? Dlaczego ona tu jest?


To Be Continoued.....

________________________________
Dodane dzisiaj dzięki groźbą Izy na skejpie <333
Kolejny rozdział z serii : Tragedia -.-'
Ale kit. Mam nadzieje że wszelkie tępe narzędzia groźnego użytku zostały schowane w szafie i czekają na samą koncówkę =]]

wtorek, 11 lutego 2014

ROZDZIAŁ 82

(Louis)
Nie obchodziło mnie, że mogę pobudzić mieszkańców, nie obchodziło mnie ze jest środek nocy i wszyscy mogą mnie zobaczyć. Waliłem w drzwi białego domu z taka siłą, że bolała mnie ręka, ale to nieważne. Zobaczyłem zapalające się światło w przedpokoju, mimo to nie przestałem uderzać, opamiętałem się dopiero wtedy, gdy drzwi otworzyła Monica, przybrana matka Lany. 
- Jest pan Movin?! - spytał Nathan wymijając mnie 
- Nie ma... zaraz powinien wrócić, o północy koczy zmianę - zerknęła na ścianę na zegarek - Za jakieś dziesięć minut powinien być, coś się stało?- spytała wpuszczając nas do środka. Usiadłem an schodach i schowałem głowę w ręce. 
- One... Lana i Lulu... - zaczął Nathan ale nie dokończył, bo w tym samym momencie drzwi się otworzyły. Popatrzyłem na ojca Lany, który stanął jak wryty. No tak, pierwsza w nocy a u niego w domu dwaj chłopcy w tym jeden znienawidzony. 
- Dobry wieczór...? - rzucił  i nie zwracając na nas większej uwagi poszedł do kuchni. Wymieniłem z Nathanem porozumiewawcze spojrzenie i wziąłem głęboki oddech.  Z kuchni było słychać szczęk szklanek. Nagle oblała mnie fala wściekłości, chodziło tylko i wyłącznie o to ze właśnie zostajemy ignorowani.
- No to widzę, że nic tu po nas. - syknąłem i wstałem , Monica złapała mnie za ramię. W tym momencie zobaczyłem pana Movin'a  opierającego się o futrynę drzwi.
- Poczekaj, spokojnie, opowiedz co się stało? - powiedziała spokojnie, czym przywróciła mi świadomość, że nie powinienem się tak zachowywać. Jesteśmy w obcym  w sumie domu o pierwszej w nocy.
- Czemu nie jesteście z dziewczynami -spytała Monica patrząc na nas pytająco - nie macie czasem imprezy?
- No właśnie mieliśmy -powiedziałem - I one... Lana z Lulu... wyszły one poszły się przejść przewietrzyć... A gdy wracały, Lulu wysłała mi esemesa... i.. - zaczął opowiadać.
- Musimy zgłosić porwanie -powiedział rzeczowo policjant.
- I to wszystko? -spytał Nathan
- Tylko tyle na tym etapie można zrobić.
- TYLKO TYLE?! TYLKO TYLE, GDZIE W KAŻDEJ SEKUNDZIE MOJA DZIEWCZYNA I PRZYJACIÓŁKA MOGA DOSTAĆ KULKĄ W ŁEB? - krzyknął wściekły, ja tylko patrzyłem na to co robi i nawet nie próbowałem powiedzieć mu żeby się uspokoił. Nic. - JEST PAN POLICJANTEM! PANA CÓRKĘ WŁAŚNIE PORWALI, A TAM MÓWI ŻE TYLKO TYLE MOŻNA ZROBIĆ?!?
- Synu, uspokój się, tak masz rację jestem policjantem dlatego wiem, że na prawdę tylko tyle można zrobić. Nic innego nawet nie dało by  zamierzonego skutku.
- Zgłosimy i co? Papiery pójdą w kąt do segregatora  wy powiecie że nic się nie da zrobić tak? Tak jak zwykle?! - powiedział siląc się na spokój i zaciskając ręce w pięści. Kipiała od niego wściekłość. Miał rację, nie dość ze policjant to jeszcze jego córka, gdzie powinien zrobić wszystko, co może by ją odzyskać.
 Czułem pustkę, nie! Nie czułem nic, ani złości, ani żalu, ani smutku... NIC. Zupełnie nic. Byłem jak w transie. Jak w tym momencie między snem a jawą gdzie nie wie się, jaki obraz jest w rzeczywistości a jaki maluje się w głowie.
Pan Movin miał już coś powiedzieć, ale przerwał mu telefon dzwoniący z kuchni, udał sie do pomieszczenia i odebrał. 
- Komendant Movin. ... Znów? Zbyt często to się zdarza...  Dwie? - spytał głos pana Movin'a z kuchni. Chwila milczenia - Na pewno? Blond i rude?.... Kasztanowe.., ile lat? Tak na oko? .... szesnaście.... dobrze, zaraz tam będę. - urwał i chwilę potem wyszedł z kuchni.
Chyba zobaczył moją minę bo zrobił się cały blady.
- Znaleziono zwłoki dwóch dziewczyn w lesie... -powiedział powoli
W tym momencie czułem, że to co dobre już nigdy nie wróci, pierwszy raz w życiu mogłem świadomie użyć określenia, że zawalił mi się świat.
Usłyszałem huk drzwi, Nathan pewnie wybiegł na dwór. Ja skuliłem się na najniższym stopniu, nie mogąc się ruszyć.  To takie uczucie kiedy  serce pęka? Oparłem czoło o kolana i  zacisnąłem oczy.  Pół godziny wcześniej a może by było inaczej? Zupełnie odwrotnie. Nie wiedziałem że jeszcze kiedykolwiek będę się tak bał o Lanę, tak samo jak wtedy gdy umierała w szpitalu, teraz błagałem żeby mi tego nie robiła.Żeby mnie nie zostawiała. I tak jak w szpitalu stało sie to tylko dlatego że znów pozwoliłem jej być samą.
- Louis? -spytała pani Monica obejmując mnie ramieniem.
- Lana.. ona.. - wydukałem - to moja wina -głos mi się załamał, nie potrafiłem nic powiedzieć.
Wziąłem głęboki oddech

(Nathan)
Dopiero po paru długich minutach, gdy mój mózg przetrawił  wydarzenia sprzed paru minut, zrozumiałem w pełni sytuacje. Zaciskałem i rozluźniałem drżące ręce, oddychałem głęboko, a przynajmniej próbowałem. Nachyliłem się nad umywalką i zacisnąłem ręce na jej brzegach.
 - "Uspokój się" - mówiłem w myślach - "Nie możesz teraz stracić nad sobą panowania, nie teraz... Musisz być silny"
Podniosłem wzrok na lustro, odbijał się w nim zupełnie inny facet niż ja. Ja byłem zawsze wesoły, energiczny, pozytywnie myślący. A tam? Tam po drugiej stronie widziałem chłopaka z rozczochranymi włosami, podkrążonymi oczami, próbującego wmówić sobie, że to sen. Zamknąłem oczy oddychając głęboko, to pomaga. Czasami, ale za każdym razem jak zamknę oczy widzę Ją.  Odkręciłem wodę żeby nie było mnie słychać gdym ewentualnie się rozpłakał, nie miałem na to już siły, ale wolałem dla bezpieczeństwa.
- Nathan ty debilu...- powiedziałem do siebie. Ochlapałem twarz lodowatą wodą, po części żeby się otrzeźwić a po części, żebym samemu nie wiedział, czy to woda czy łzy. Nie chciałem tego widzieć. Znów zaciskałem i rozluźniałem palce żeby tak jak wcześniej zacisnąć je na brzegach umywalki.
- Gdybyś zareagował w porę, może sens twojego życia by teraz żył - powiedziałem z pretensją  do swojego odbicia w lustrze.

Zacisnąłem usta, i zmierzwiłem włosy
.
To koniec.



_______________________________________________________c_d_n_...
*chowa się przed patelniami i innego rodzaju bronią*
prooszę pisałam to na geografi jednocześnie rapując koleżance "Anię" więc wybaczcie,
mam takie wrażenie, że robi z nich takie dzieciaki trochę...




niedziela, 9 lutego 2014

ROZDZIAŁ 81

(Lana)
- I co teraz? - spytała szeptem Lulu ze strachem oglądając się na boki 
Światła samochodów dawały poświatę na las, po jednej stronie i budki po drugiej. Cofnęłam się do Lulu. Uciekać? Gdzie? W las? W stronę budek? Mamy jakąś szansę? Szarpnęłam Lulu za rękę, chyba zrozumiałą o co chodzi, albo sama wymyśliła żeby rzucić się w stronę lasu. Gdy mijałyśmy pierwsze drzewa usłyszałam strzały. Przeraziłam się. Zaraz mnie zabiją. Huk i odgłosy szybkich kroków na suchych liściach zdradzało, ze biegnie za nami jakieś dziesięć osób. Między krzakami migała mi sylwetka Lulu. Co ja sobie myślałam? Uciekać w las, który nie wiadomo gdzie się kończy? Debil. Oprawcy byli coraz bliżej , coraz głośniej było słychać odgłos pistoletów, coraz wyraźniej było czuć ciśnienie powietrza kiedy kule przelatywały obok. Jedna właśnie świsnęła mi koło ucha dotykając moich włosów i upadła parę metrów dalej. Ktoś był parę kroków ode mnie. Nie mogłam przyśpieszyć, płuca mnie paliły. Wiatr świstał w uszach, oczy widziały jak przez mgłę, wszystko zwalniało i naglę przyśpieszało jak na kolejce górskiej. Biegłam na oślep myśląc tylko, żeby Lulu zdążyła się ukryć. Wpadłam w kałużę i upadłam na ziemię uderzając głową o coś twardego. Ostre ukłucie a potem pulsujący pól przeszył moją głowę. Położyłam palce na linii włosów nad uchem, były całęwe krwi. Resztkami sił próbowałam się podnieść i czołgać.
- Lana! - usłyszałam krzyk Lulu jakby z oddali, popatrzyłam w miejsce skąd dochodził głos, mgła w moich oczach przesłaniała całe pole widzenia. Strzały dochodziły jakby z oddali, przybierały na sile a potem traciły tak, że mogły być tylko wymysłem mojej wyobraźni
- Lulu... - szepnęłam - biegnij...
Usłyszałam tylko strzał taki  głośny jakby pochodził z mojej głowy i świat zapadł się w ciemność.


(Louis)
Biegłem, przez pole pszenicy , nie wiedziałem gdzie, nie znałem celu, ale wiedziałem, że muszę, słyszałem swoje imię powtarzane setki razy przez ten sam głos. Znałem go, ale nie rozpoznawałem. Kręciło mi się w głowie, po części spałem po części śniłem. Nie odróżniałem prawdy od fikcji. 
- Lana! - krzyczałem gdy usłyszałem znów jej krzyk. Przyśpieszyłem.
- Louis! - z oddali dobiegał mi dobrze znany głos, poczułem szarpnięcie, coś mnie trzymało i nie chciało puszczać mimo mojego szarpania. Biegłem na oślep, z oddali widziałem drzewo ja którym był ktoś powieszony. 
- Lana! -krzyknąłem zrozpaczony
- Lou! No do cholery! - znów poczułem, że coś mnie zatrzymuje dwie sekundy potem widziałem Ją, wisiała na sznurku przymocowanym do jednej gałęzi, jeszcze żyła. Gdybym mógł tylko do niej się dostać, gdyby siła przestała mnie zatrzymywać... Udałoby mis ie ją uratować. Nagle zrobiłem się cały mokry. Ubrania zrobiły się ciężkie, nie mogłem biec. Woda lecąca z nieba zalewała mi usta, nie mogłem krzyczeć.
"Uratuję ją "- powtarzałem sobie w głowie
- Kurwa Louis! - ktoś krzyknął i z nieba zleciał piorun uderzając w drzewo, ale to ja poczułem ból. Zacząłem krzyczeć.  W chwili gdy piorun znów uderzył,tym razem we mnie zerwałem się z krzykiem.
- Jezu Louis! Ani bicie ani woda nie pomaga, już myślałem, że masz jakiś atak -powiedział głos Liama, dopiero po chwili go zobaczyłem. Mimo to moją głowę zajmowały inne myśli. Gdzie Lana? Rozglądnąłem sie, w poszukiwaniu dziewczyny, ale spotkałem tylko pytające i zdziwione spojrzenie Liama. W tym samym momencie do mieszkania wpadł zdyszany Nathan.
- Louis- krzyknął próbując zaczerpnąć powietrza.
- Coś się stało - stwierdziłem patrząc na niego pytająco a jednocześnie ze strachem
- One... I ja... bo dostałem... - zaczął się jąkać próbując przekazać mi informację.
- Nathan! - krzyknąłem - Mów co się dzieje!
- Ja nie wiem gdzie one są, zabrali je... znaczy gonili i strzały i....
Poczułem że całą krew odpływa mi z twarzy. Moje ręce same ścisnęły siedzenie kanapy tak, ze kostki zbielały. To nie może być prawda. One się zgrywa.
- Nathan, uspokój się i opowiedz wszystko po kolei -powiedział Liam zachowując zimną krew
- Kurwa Liam! Jak mam się uspokoić, nie wiedząc czy moja dziewczyna żyję?! - krzyknął Nathan
- Po prostu się uspokój  i tyle, nie pomożesz tu nic wrzaskami- uspokajał go Liam a ja tylko wodziłem wzrokiem od Liama do Nathana
- Jak byś sie czuł gdyby coś takiego spotkało, nie daj Boże, Danielle? Co?
- Nathan ... -powiedziałem po chwili - Co się stało?
Nathan zacisnął usta i zamknął oczy, uspokajał się wewnętrznie. Po głębokim oddechu wyraźnie się mu polepszyło, w przeciwieństwie do mnie. Nie wiedziałem co myśleć, co sie stało. Dlaczego?
- One... Dostałem esemesa od Lulu, że wracają ze spaceru, i że ktoś za nimi idzie, chciały żeby po nie wyjść... Poszedłem tam, widziałem jak stali w środku, jacyś faceci próbowali je osaczyć. I oe pobiegły, ale nie w stronę miasta tylko w las.. i ... - zawiesił głos i popatrzył na mnie z żalem - wtedy usłyszałem strzały... Wszystko stało się tak szybko, że nawet nie zdążyłem zareagować, po jakiś trzech minutach odjechali ja nawet nie zdążyłem dobiec do tego miejsca.Potem gdy byłem w połowie drogi widziałem... widziałem jak - zacisnął usta - wynoszą dwie dziewczyny. Nie wiedziałem czy żyją... ale na pewno nie były przytomne.
 Czułem w gardle wielką gulę a od środka coś mnie skręcało i niszczyło.
On kłamie.. one nie może... to nie prawda... Ona żyję! Zaraz tu wejdzie i zacznie się śmiać! Jak on może! Dobrze wie, że mu nie uwierzę a i tak to mówi, one zaraz zapukają do drzwi!
- Lana...- głos mi się załamał schowałem głowę w rękach i nie zwracając na mokre ubranie zerwałem się z sofy i wybiegłem na ulicę. Dopiero tam dałem upust emocjom. Skopałem kosz na śmieci wrzeszcząc, że to niesprawiedliwe, nie fair. Nie powinno sie stać.
- To moja wina! Znów była sama! Tak samo jak w szpitalu!  - krzyczałem nie wiedząc czy potrafię tak głośno wrzeszczeć czy to tylko w mojej głowie. - Znów sprawiłem, że coś jej sie stało!
- Louis, Louis! - usłyszałem głos Nathana za plecami, szybko odwrócił mnie do siebie. Położył ręce na ramionach, był w o wiele lepszym stanie niż ja.
- Znowu...! Rozumiesz? Nawet na mnie nie może polegać! Nie potrafię jej ochronić!
- Lou - rozglądnął się na boki szukając odpowiednich słów - To nie jest twoja wina. Zrozum. - zacisnął powieki - Trzeba powiedzieć o tym tacie Lany...
Otrzeźwiałem, no tak, trzeba powiedzieć tacie Lany, ale co z tego, jeśli ona... jeśli.. nie żyje? On i tak tu nic nie poradzi.
- Louis - zauważyłem niedaleko nas Liama, który stał na werandzie - To mogło się przydarzyć każdemu
Bardziej błędnego stwierdzenia nie było. Wiadomo, że to Victor i jego szajka, bo mało prawdopodobne żeby ktokolwiek...a może? - Chodźcie .. Zawiozę was, każda sekunda się liczy.

Było jak we śnie. Ona cierpiała a ja nie potrafiłem nic zrobić. Sen był znakiem.

To Be Continoued....

__________________________________________________________________________
Tak więc, pierwsze co powiem to :TRAGEDIA
Tak, ale kit z tym inaczej nie potrafię.

Pisane przez 3 dni, na : biologii, niemieckim i religii
=]]
KOCHAM WAS<333

nie zabijajcie....

niedziela, 2 lutego 2014

ROZDZIAŁ 80

(Lana)

Ubrałam się w miarę ładnie i wygodnie, wybrałam czarne legginsy i jasnoniebieską bluzkę na to bluza na wszelki wypadek z nadrukiem. I tenisówki. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zadzwoniłam do Lulu
- Gotowa? -spytała
- Jeszcze się pytasz? -spytałam
- No ba
- Przyjdę po ciebie
Chwilę potem byłyśmy już obydwie w garderobie One Direction
- Gotowe na odjazd? -spytał Harry
Pokiwałyśmy głowami
Oczywiście nie obyło się bez kłopotów, gdzie dziewczyny by tylko temu zaradziły.
- Co ja bym bez was zrobił - spytał Zayn gdy Lulu ściągnęła z niego koszule poplamioną sosem pomidorowym przez Nialla.
- Nie przeżył byś -powiedziałam rzucając mu jakąś bluzkę
- Na pewno? -spytał Louis biorąc mnie na stronę
- Tak, przemyślałam i tak zbyt . wiesz..Po prostu czuję, że cię to męczy  - powiedziałam patrząc na niego
- Nie prawda. - zaprotestował
- Louis, popatrz na to z mojej strony - poleciłam
- Myślę że rozumiem... -zastanowił się, po chwili odwrócił się do chłopaków - Okej! Chłopaki, ja przechwytuje na końcu mikrofon.
- Po co? - spytał Harry wystawiając głowę spod stołu rozwalając całkowicie fryzurę.
- Zobaczysz - Lou uśmiechnął się tajemniczo
- Po co ty tam nurkujesz? -spytałam obserwując jak znów chowa się pod stołem
- Rytułał, przeciw tremie, ja  się chowam pod krzesłem, Niall łamie paluszki, Liam skacze a Zayn urywa głowy lalką,
- Tak wiem dziwne -powiedział Malik uprzedzając moje pytanie
- Tak..Louis za to rzuca owocami,
- Agent -powiedział Liam wyskakując mi nagle przed twarzą
- Gdzie? -spytałam
- Patrzysz się na niego
- Czyli?
- Święty Mikołaj
- Czemu?
- Święty Mikołaj wie wszystko i jest wszędzie.
- Na pewno?
- Tak
- E... co wyście mu dodali do picia? -spytałam posyłając pytające spojrzenie Zaynowi
- Czasami tak ma , ale tylko przed koncertem, a wiesz, ten jest chyba najwiekszy jaki zagramy w tym roku....
Nagle poczułam że ktoś mi roztrzepuje fryzurę. Ten ktoś to oczywiście Niall
- Prima Aprilis -krzyknął i zaczął się rechotać tym swoim słynnym śmiechem
- Dzisiaj nie ma Prima Aprilis - przypomniałam
- A wiesz co jest 24 grudnia? -spytał Liam
- Co?
- Moje rodziny!! -krzyknął Louis wychodząc z pokoju
- Jest gwiazdka
- O ludzie!
- Święty Mikołaj wie wszytko!
-Popatrz do góry -powiedziałam postanawiając zagrać w jego gierkę, która mnie już trochę zaczynała wkurzać
- No patrze patrz i nic nie widzę
- To oczy otwórz
- No otworzyłem
- Patrzysz?
- Tak...?
- Spokojnie, kiedyś pewnie wrócą -powiedziałam klepiąc go po ramieniu, ten tylko się zaśmiał
- Lana -zaczęła Lulu - ja chyba...
- Coś się stało?
- Nie, po prostu... Nathan miał przyjąć i coś go nie widzę
- Spokojnie, na imprezie na pewno się zjawi - powiedziałam posyłając jej ciepły uśmiech
- Chłopaki wychodzimy, ej!- krzyknął menadżer, ale po chwili nas zauważył  -  Kto to? Ochrona!
- Nie, oni są z nami, -powiedział szybko Liam - idźcie już na widownie -polecił nam
Posłusznie wyszliśmy. Przepchnęłyśmy się w miarę blisko, widziałam po raz pierwszy tyle transparentów z napisem "Larry ujawnij się" , "Kocham was<3" i te pe. Popatrzyłam na Lulu, chciałam sie zapytać czy na koncertach TW też tak jest ale musiałabym przekrzyczeć 10 000 ludzi. Zrezygnowałam.  Nastała chwila ciszy, aż zapiszczało w uszach i nagle na scenie rozbłysły się światła i z dymu wyłonili się chłopcy. Po stadionie rozniosły sie oklaski.
- Witam witam szanownej publiczności -powiedział Niall i zaczął przywitania.
- Zaczniemy od czegoś starszego! - krzyknął Harry - Gotta Be You!
- Nie, czekaj! -krzyknął Liam - mieliśmy śpiewać Moments
Niall zaczął się śmiać do mikrofonu
- Oni bez wpadki to nie oni -powiedziałam do siebie
- Nie chce przeszkadzać w tej jakże porywającej konwersacji -powiedział Louis podchodząc do nich - ale gdy wy rzucaliście się głowami lalek plan się zmienił się plan i śpiewamy "Stan Up"
Zaczęła grać muzyka i zaczął się koncert. Najpierw śpiewali Stand Up, potem polecieli z They Don't Know About Us, Taken, Strong , Just Her Let It Go, One Way Or Another i Best Song Ever. Był też More Than This, gdzie Louis zaśpiewał zamiast swojej solówki-  " Napchany filcem mówi mi prędzej" w ramach zakładu
- Chciałbym też przedstawić nową piosenkę napisaną przez naszego kolegę z zespołu a muzyka została podkradziona z zeszytu pewnej dziewczyny która pisze tam wyznania miłosne w wersji matematycznej oto ona -powiedział Zayn śmiejąc się zamilknął na chwilę a gdy zaczęła grać muzyka krzyknął -  I Wish !
Lulu pokazała na mnie, a ja pogroziłam Malikowi, ten mi wystawił język, pierwszy raz słyszałam ą piosenkę i wyszła im rewelacyjnie. Napisane przez Lou, wtedy rok temu przed wakacjami.
Koncert powoli dobiegał koca, gdy ucichneła ostatnia nuta Louis popatrzył wymownie na Liama a ten podał mu mikrofon.
- A na sam koniec -powiedział Louis zwracając się do widowni- chciałbym wam coś powiedzieć. - zamilkł- Elouenor...-zawiesił głos  już  nie istnieje
 Z części widowni Larry Shipperek wydał sie pisk opętania.
- Larry też nie - zaprzeczył Lou rozglądając się po stadionie  gdzie przeszedł pomruk niezadowolenia, po chwili do wszystkich dotarło co chce przekazać i  umilkli czekając co powie dalej, chłopacy do niego podeszli. Louis zacisnął usta. Teraz albo nigdy. - Istnieje tylko i wyłącznie Louna, i ten filmik który wczoraj puścili to.. nie było do Eleanor ... tylko do Lany. Z Eleanor nie jesteśmy już od ponad roku, i przez ten czas znalazłem w końcu swoją prawdziwa miłość - popatrzył w moją stronę uśmiechając się delikatnie. Pokiwałam głową i ułożyłam z dłoni serce
- Po prostu- kontynuował - nie chcę żyć tak jak żyłem z El, chodzi mi tylko i wyłącznie o to, że nawet wyjść nie mogliśmy. El to wspaniała dziewczyna, Myślę, że nie ma mi za złe że teraz was dopiero poinformowałem, ale fani dla mnie tez są ważnie i nie chce żeby były jakiekolwiek nieporozumienia.A Eleanor, myślę, że ułoży sobie życie znajdzie faceta który na prawdę na nią zasługuje.  Przykro mi że nam się nie ułożyło,ale widocznie nie byliśmy sobie pisani. Wracając - zawiesił głos chwilę się zastanawiając -  Ja kocham tylko i wyłącznie Lanę... i... chciałem ci -popatrzył na miejsce gdzie stałam i kiwnął głową - zadedykować piosenkę ...
- "Moments" -  zaprezentował Harry, a Lou zeszedł ze sceny i skierował się w moją stronę. 
Lulu popchnęła mnie do niego, teraz sobie pomyślałam, że to ostatnie sekundy mojego życia w spokoju. Teraz zmieni się wszystko, co do tej pory było. Ale czułam ze tak będzie najlepiej dla wszystkich...  Odetchnęłam podeszłam do Louisa który natychmiast złączył nasze dłonie.
- Oto Lana -powiedział do mikrofonu doskonale zdając sobie sprawę, że nikt mnie prawie nie sobaczy, ale mylił się, pokazali nasze ujęcie na ekranie nad sceną.
Ktoś krzyknął z widowni coś i przez  stadion przeszedł jedno wielkie buczenie.  Popatrzyłam na Louisa.
- Spokojnie, na Danelle też tak reagowali - szepną mi do ucha i lekko pociągnął w stronę sceny, gdy zauważył, że się waham posłał mi ciepły uśmiech i jednocześnie pytający wzrok. Pokiwałam głową. Sama na to wpadłam i nie chciałam teraz niczego niszczyć gdy weszliśmy na scenę Harry podszedł koło nas , objął mnie i rozczochrał włosy
- Nie wiem jak wy ale my ja lubimy i to bardzo -powiedział patrząc na mnie -
Zaczęli śpiewać, Louis patrzył mi w oczy i znów ogarnęło mnie wrażenie  ze tylko my teraz się liczymy
***
- Budyyyyyń!!! -wydarł się Niall i rzucił się na miseczkę z budyniem stojącą na stole, gdy weszliśmy do domu One Direction.
Salon był teraz inaczej ustawiony, meble były usunięte pod ściane , na środku był tylko telewizor i kanapa.
Potańczyliśmy trochę , ta trochę połowę imprezy, były też sławy, między innymi Edziu Sheeran, The Wanted, Justin Bieber którego an pewno Nathan nie polubił bo przystawiał się do Lulu, Taylor Swift i  Little Mix. Nad ranem już zostały tylko One Direction The Wanted ja Lulu i Danielle.  Usiadłam obok Liama
- Czemu nie pijesz? -spytałam , patrząc jak Harry wlewa w siebie kolejną puszkę piwa
- Nie mogę, zbyt mocna na mnie działają, kiedyś jak wypiłem to poprosiłem twoją siostrę i świnkę morską. A poza tym nie mogę, a ty?
- Ja też nie za bardzo, poza tym nie smakuje mi a jakby tato się dowiedział to wiesz, koniec życia
- Lulu też na trzeźwą wygląda- powiedział - to zastanawiające....
- No bo ma zaraz po imprezie wrócić do domu dziecka więc wiesz.
- Wbijamy na zakręt? -spytał Harry nieregularnym głosem, "Zakręt" była to impreza w klubie który jest na zakręcie.
- Ja zostaje - powiedział Liam
- Ja też -poparł Nathan , Louis przytaknął
- Louis zostaje -spytałam patrząc na niego - co to się stało??
Ten tylko pokiwał głową z uśmiechem
- A ty to co? -powiedziała Lulu patrząc na Nathana wchodzącego do salonu
- Dla ciebie mogę ze wszystkiego zrezygnować -powiedział i pocałował ją
- Ależ ty romantyczny - zaśmiała się
Tak więc zostali wszyscy w miarę trzeźwi. Ja Lulu, Liam, Lou i Nath. Zaczęliśmy oglądać jakiś film, niezbyt ciekawy.
- Chodź, może się przejdziemy, co? -spytała mnie Lulu szeptem  - Przewietrzymy się
- No spoko -zgodziłam się. Wygramoliłam się z objęć Louisa i wstałam z kanapy
- Idziesz gdzieś? - spytał
- Tak, zaraz wrócę, okej?
- Nie zatrzymuję cię, tylko pytam
Po cichu wyszłyśmy, było cicho, i bardzo rześko, wiał chłodny wiaterek. Szłyśmy i ciągle się z czegoś śmiałyśmy.  A to z liścia który leżał na ulicy a to z ławki bez oparcia. Z Lulu nawet potrafiłam się śmiać ze ślimaka, który pełznął po ulicy. Zaszliśmy do krzyżówki. Widząc zbiegowisko aut i ludzi niedaleko nas, postanowiłyśmy zawrócić, żeby się w nic nie pakować i szczerze trochę się wystraszyłyśmy.
- Lana -szepnęła Lulu
-Hę? - zaczęłam zgrywać głupią
- Tobie też się zdaje że ktoś za nami idzie?
- Tak -przyznałam
Droga do domu chłopaków wiodła koło lasu. Gdzie stało pare samochodów. Nie widząc innego wyjścia, poszłyśmy w ich stronę. Nie mogłyśmy się zawrócić, a o telefonie nawet nie pomyślałam. Ale Lulu tak, wyciągnęła telefon i wystukała esemesa do Natha, żeby po nas wyszli. Ale gdy zbliżałyśmy się, co było nieuniknione nawet jeśli szliśmy bokiem ledwo zauważalne, do samochodów one uruchomiły silnik
- Co robimy? -spytałam spanikowana patrząc to an Lulu to na samochody, których było ze trzy i ludzi którzy się wokół nich zebrali.
- Spokojnie, może to tylko jacyś imprezowicze - uspokajała mnie Lulu siląc się na spokojny ton.
- Nie wydaje mi się - popatrzyłam na nich, każdy był zwrócony w naszą stronę, nic nie mówili i bacznie nas obserwowali.
Gdy ich mijaliśmy jeden z samochodów zagrodził nam z przodu drogę a drugi poszedł w jego ślady odcinając nam drogę ucieczki z tyłu. Faceci, jak oceniłam tylko i wyłącznie jakieś typy ustawiło się wokół nas, na pewno to nie byli "Jacyś imprezowicze"
-
CDN...
__________________________________________________________________
WIELKI FINAŁ!!!!
KOŃCZĄ SIĘ ŻARTY.
No, powoli zbliżamy się do końca, szykujcie sie na rozdział gdzie nie będzie już napisane CDN...
Długie jest tylko dlatego, że chcę jak najwięcej zmieścić.
Myślę, że wam się podoba a na następne musicie trochę poczekać nie wiem może w przyszłym tygodniu dodam może trochę dalej, przepraszam ale tak wyszło.
A.. i tak, Karolina prawdopodobnie jestem zboczeńcem i skoro tak mówisz, że bym pasowała do Max'a to się bardzo ciesze, wiesz, że jego najbardziej lubię (bez urazy dla innych) #ChodziOOpoNaJejBlogu