(Lana)
Ból powoli ustępował. Głowa nie zdawała się być z ołowiu a rany piekły tylko wtedy gdy sie ruszyłam. Pytanie:Dlaczego podali mi środek przeciw bólowy i dlaczego nie wstrzyknęli tego tez Lulu? A co najważniejsze - dlaczego ten chłopak to w ogóle zrobił, skoro moja rola w tym to cierpienie? Nie rozumiałam, rozum miałam jeszcze trochę zamroczony a w ustach miałam wióry, no oprócz szmatki. Ignorując te niedogodności utkwiłam nienawistne spojrzenie w Deanie i Victorze. Mówili coś do siebie i nie dokonca to do mnie trafiało. Z tego co zrozumiałam była mowa o jakimś przekręcie i wrobieniu.Wsłuchałam sie bardziej gdy usłyszałam imię mojego chłopaka.
- A jeśli się domyślą? - pytał po cichu Dean
- Spokojnie jeśli twój braciszek niczego nie spaprał to nie zorientują się ze to ich ciała- uspokoił go Victor
- Ale jej ojciec to policjant
- A tak zwani przyjaciele to super gwiazdy -powiedział kpiąco - o nich bym sie bardziej martwił, ich gorzej będzie wyeliminować- zawiesił głos- będzie zbyt o tym głośno...
- Nie zatuszuje się sprawy?
- Nigdy nie mów nigdy
- Ale szef właśnie to... a dobra nie ważne - machnął ręką
- Szturchnij tą blondi może żyje , nie chce żeby mi tu powietrze zanieczyszczała ... A tamtej drugiej powinny już zacząć narkotyki działać , zajmij się tym -polecił - idę do baru przyślę ci tego dzieciaka do pomocy masz ich pilnować wracam za godzinę - powiedział zakładając brązowa kurtkę
Czy on powiedział narkotyki?! TO we mnie teraz siedzi?!
Dean sprawdził czy Victor na pewno się nie wraca po coś i uklęknął koło nas. Jedna ręką zaczął sprawdzać Lulu puls a druga zaczął grzebać w kieszeni.
- Do kogo ? - spytał tak szybko że mogło by mi się zdawać. Popatrzyłam na niego w pełnym szoku. Telefon z jego kieszeni wypadł obok mnie a ja z ociągnięciem wcisnęłam 5 i przytrzymałam telefon automatycznie się połączył. Do czego mu to? Chce wiedzieć kogo pierwszego zabić? Chwila! Czy mi się zdaje czy on chce pomóc? Szturchnęłam Lulu i przeniosłam wzrok na chłopaka. Dean popatrzył na mnie i kiwnął głową.
- Dean! - do pokoju wpadł chłopak blondyn na oko 15- 16 lat, Miał na sobie skórzaną kurtkę. - O.. nie wiedziałem że mamy gości... - zmierzył mnie wzrokiem - Victor mnie tu przysłał
- Szef -poprawił go brunet
- Wracając -nie spuszczał z nas wzroku - ha! Znów je nafaszerowałeś?! - krzyknął jakby rozwiązał jakiś trudny problem- Już niedługo was będzie można was upiec - zaśmiał się beztrosko
Przysięgam jeśli nie byłabym skrępowana sznurkami to ostatkami sił bym go rozszarpała, śmiał sie z sytuacji w której się znajdowałam. No mi do śmiechu nie było.
- Niczym ich nie nafaszerowałem tylko przeciwbólowe im wstrzyknąłem ... - wstał i zmierzył chłopaka wzrokiem w głębokim zamyśleniu
- O Dean który się sprzeciwia.. myślałem że nie dożyję tego dnia...
- Jerry zamknij się i mnie posłuchaj
- Nie mów na mnie Jerry ! Noo słucham?
- Jesteś moim bratem a bracia ...
- O nie znów ta gadka.. - jęknął blondyn zwany Jerry
- ...Powinni sobie pomagać i nie donosić swojemu szefowi - kontynuował Dean
- A starszy brat powinien mieć dość oleju w głowie żeby pamiętać to że w pokoju jest kamera ... - powiedział śpiewnym głosem
- A młodszy powinien do konca słuchać starszego , Jerry masz zadanie - wręczył mu mój telefon.
- W11 zgłoś się agent Jot gotowy do tajnej misji -powiedział do telefonu z uśmieszkiem
- Jerry nie wydurniaj się i schowaj ten telefon tak żeby nikt go nie znalazł. Jakby co to ja go zniszczyłem Nooo i jest jeszcze sprawa kamer wykasujesz ostatnie dziesięć minut .. okej? PRZYNAJMNIEJ RAZ mogę na ciebie liczyć?
- Na mnie? Zawsze i wszędzie - zaśmiał sie. Nie wyglądał na żadnego przestępce, jakby był tylko ich zabawką albo przebywał w gangu tak o. - Tylko.. nie wiem po co chcesz to zrobić ?
- To tylko dzieciaki
- Sa w moim wieku, dla mnie Victor nie był tak pobłażliwy tylko od razu chciał zastrzelić
- Ale ja byłem. -zaznaczył
- Dobra ja nie wnikam. - podniósł ręce w poddanczym geście i wsunął telefon do rękawa. Zerknał na nas jeeszcze raz a raczej na nieprzytomną Lulu - Co z nią?
- Niedługo sie obudzi - powiedział Dean i usiadł na obracanym krześle
Jerry pokiwał głową i zwrócił sie do wyjścia.
- To po co ja upozorowałem ich śmierć żeby teraz .... ? Dobra wolę nie wiedzieć
- I dobrze.
- Agent Jerome odmeldowuje sie! - krzyknął i po chwili było słychać kroki na schodach
- Pomogę wam -powiedział chłopak odwracając sie do nas. Jakbym się nie domyśliła. Ale dlaczego? Nie. To nieważne, ważne ze pomoże nam pożyć dwa trzy dni potem
może jakimś cudem umrę szybko. Najbardziej pocieszająca myśl
- Ale jej ojciec to policjant
- A tak zwani przyjaciele to super gwiazdy -powiedział kpiąco - o nich bym sie bardziej martwił, ich gorzej będzie wyeliminować- zawiesił głos- będzie zbyt o tym głośno...
- Nie zatuszuje się sprawy?
- Nigdy nie mów nigdy
- Ale szef właśnie to... a dobra nie ważne - machnął ręką
- Szturchnij tą blondi może żyje , nie chce żeby mi tu powietrze zanieczyszczała ... A tamtej drugiej powinny już zacząć narkotyki działać , zajmij się tym -polecił - idę do baru przyślę ci tego dzieciaka do pomocy masz ich pilnować wracam za godzinę - powiedział zakładając brązowa kurtkę
Czy on powiedział narkotyki?! TO we mnie teraz siedzi?!
Dean sprawdził czy Victor na pewno się nie wraca po coś i uklęknął koło nas. Jedna ręką zaczął sprawdzać Lulu puls a druga zaczął grzebać w kieszeni.
- Do kogo ? - spytał tak szybko że mogło by mi się zdawać. Popatrzyłam na niego w pełnym szoku. Telefon z jego kieszeni wypadł obok mnie a ja z ociągnięciem wcisnęłam 5 i przytrzymałam telefon automatycznie się połączył. Do czego mu to? Chce wiedzieć kogo pierwszego zabić? Chwila! Czy mi się zdaje czy on chce pomóc? Szturchnęłam Lulu i przeniosłam wzrok na chłopaka. Dean popatrzył na mnie i kiwnął głową.
- Dean! - do pokoju wpadł chłopak blondyn na oko 15- 16 lat, Miał na sobie skórzaną kurtkę. - O.. nie wiedziałem że mamy gości... - zmierzył mnie wzrokiem - Victor mnie tu przysłał
- Szef -poprawił go brunet
- Wracając -nie spuszczał z nas wzroku - ha! Znów je nafaszerowałeś?! - krzyknął jakby rozwiązał jakiś trudny problem- Już niedługo was będzie można was upiec - zaśmiał się beztrosko
Przysięgam jeśli nie byłabym skrępowana sznurkami to ostatkami sił bym go rozszarpała, śmiał sie z sytuacji w której się znajdowałam. No mi do śmiechu nie było.
- Niczym ich nie nafaszerowałem tylko przeciwbólowe im wstrzyknąłem ... - wstał i zmierzył chłopaka wzrokiem w głębokim zamyśleniu
- O Dean który się sprzeciwia.. myślałem że nie dożyję tego dnia...
- Jerry zamknij się i mnie posłuchaj
- Nie mów na mnie Jerry ! Noo słucham?
- Jesteś moim bratem a bracia ...
- O nie znów ta gadka.. - jęknął blondyn zwany Jerry
- ...Powinni sobie pomagać i nie donosić swojemu szefowi - kontynuował Dean
- A starszy brat powinien mieć dość oleju w głowie żeby pamiętać to że w pokoju jest kamera ... - powiedział śpiewnym głosem
- A młodszy powinien do konca słuchać starszego , Jerry masz zadanie - wręczył mu mój telefon.
- W11 zgłoś się agent Jot gotowy do tajnej misji -powiedział do telefonu z uśmieszkiem
- Jerry nie wydurniaj się i schowaj ten telefon tak żeby nikt go nie znalazł. Jakby co to ja go zniszczyłem Nooo i jest jeszcze sprawa kamer wykasujesz ostatnie dziesięć minut .. okej? PRZYNAJMNIEJ RAZ mogę na ciebie liczyć?
- Na mnie? Zawsze i wszędzie - zaśmiał sie. Nie wyglądał na żadnego przestępce, jakby był tylko ich zabawką albo przebywał w gangu tak o. - Tylko.. nie wiem po co chcesz to zrobić ?
- To tylko dzieciaki
- Sa w moim wieku, dla mnie Victor nie był tak pobłażliwy tylko od razu chciał zastrzelić
- Ale ja byłem. -zaznaczył
- Dobra ja nie wnikam. - podniósł ręce w poddanczym geście i wsunął telefon do rękawa. Zerknał na nas jeeszcze raz a raczej na nieprzytomną Lulu - Co z nią?
- Niedługo sie obudzi - powiedział Dean i usiadł na obracanym krześle
Jerry pokiwał głową i zwrócił sie do wyjścia.
- To po co ja upozorowałem ich śmierć żeby teraz .... ? Dobra wolę nie wiedzieć
- I dobrze.
- Agent Jerome odmeldowuje sie! - krzyknął i po chwili było słychać kroki na schodach
- Pomogę wam -powiedział chłopak odwracając sie do nas. Jakbym się nie domyśliła. Ale dlaczego? Nie. To nieważne, ważne ze pomoże nam pożyć dwa trzy dni potem
może jakimś cudem umrę szybko. Najbardziej pocieszająca myśl
(Nathan)
Zwiesiłem głowę tak że teraz widziałem kolorowe płytki podłogi łazienki. W rękach trzymałem gwóźdź. Oparty o toaletę siedziałem tak już dobre pół godziny, Każdy chciał wiedzieć jak się czuje co mi jest itp itd. A po co? Po co im to wiedzieć dobrze wiedza jak sie czuje, jak lustro które spadło z dziesiątego pietra i rozbiło się na kawałki. O to co czuje: pustka, wielkie nic.
Tylko nie pokazuj że jesteś słaby... Nie możesz wtedy będzie jeszcze gorzej.
Bawiłem się gwoździem w palcach.
- Zostawcie mnie! - krzyknąłem gdy usłyszałem kolejny raz pukanie do drzwi
- Nathan, dziecko, porozmawiaj z nami - usłyszałem kobiecy głos
- Nie wyjdę, nie chce nikogo widzieć -odparłem
- Nathan do cholery! Tak nie można jesteś w czyimś domu! - ktoś uderzył pięścią w drzwi
Czy to był głos Toma? Co on tu do cholery robi?!
- Pogrzało cię? -spytał jeszcze raz uderzając w drzwi i szarpiąc klamkę
Tak pogrzało mnie. Tak, byłem w środku nocy w domu najlepszej przyjaciółki. Tak zamknąłem sie w jej łazience. Tak, nie chcę stąd wyjść. Tak jestem tym nienormalnym, idiotycznym dupkiem który właśnie sie dowiedział że sens jego życia nie żyje. Co najlepsze, nie żyje i to z jakiego powodu? Bo ja jej nie pomogłem, mogłem za nimi pobiec, ale nie ja jak zwykle musiałem lepiej wiedzieć. Kurde co ze mnie za palant!
Okej, już spokój tak? Kogo to obchodzi, co ty teraz czujesz? Ale tak na serio? Usłyszałem szarpanie klamki. No tak.. oprócz niego? Nikt.
Podniosłem wzrok i wstałem i ochlapałem się zimną wodą żeby ochłonąć. Mnie chyba na prawdę pogrzało. Popatrzyłem w lustro, wziąłem kluczyk i podszedłem do drzwi.
- Lulu... - wyszeptałem łamiącym się głosem
Drzwi cicho skrzypnęły. Zobaczyłem Toma, miał rozczochrane włosy, gdzieś dalej w korytarzu stała pani Monica. Wbiłem wzrok gdzieś w przestrzen. Nie łam się, nie możesz pokazać swojej słabości. Nie możesz.!
- Ona nie żyje ... - wyszeptałem uświadamiając sobie co znaczą te słowa.
Tom objął mnie ramieniem. Wiedział jak się czuje, on ją przecież też kochał. Poczułem rękę na ramieniu z pewnością była to pani Movin. Jej też musiało być ciężko.
Tak jak mi. Tak jak Louisowi. Tak jak wszystkim.
To Be Continoued ....
___________________________________________________________
Tiaa. Nie skomentuje tego ale! Sorry za długą przerwę, znowu -.-'
Tak więc mówię, radze zwrócić uwagę na tego blondyna :D
Poza tym, za jakieś 2- 3 rozdziały THE END
Wiem że się cieszycie
a teraz jeszcze tak, wbijać jak możecie na te stronki moje ulubione o :Niallu (http://fanfictionoffniall.blogspot.com/)
Sterekowe imaginy (http://teen-wolf-stories.blogspot.com/)
Maxie (z TW) (http://ill-fight-for-you-until-i-drop.blogspot.com )
(wszyscy autorzy blogów są proszeni o natychmiastowy rozdział / one shot bo inaczej patelnią! XD weny! kocham was<3 )