czwartek, 27 lutego 2014

ROZDZIAŁ 84

(Lana)
Ból powoli ustępował. Głowa nie zdawała się być z ołowiu a rany piekły tylko wtedy gdy sie ruszyłam. Pytanie:Dlaczego podali mi środek przeciw bólowy i dlaczego nie wstrzyknęli tego tez Lulu? A co najważniejsze - dlaczego ten chłopak to w ogóle zrobił, skoro moja rola w tym to cierpienie? Nie rozumiałam, rozum miałam jeszcze trochę zamroczony a w ustach miałam wióry, no oprócz szmatki.  Ignorując te niedogodności utkwiłam nienawistne spojrzenie w Deanie i Victorze. Mówili coś do siebie i nie dokonca to do mnie trafiało. Z tego co zrozumiałam była mowa o jakimś przekręcie i wrobieniu.Wsłuchałam sie bardziej gdy usłyszałam imię mojego chłopaka. 
- A jeśli się domyślą? - pytał po cichu Dean
- Spokojnie jeśli twój braciszek niczego nie spaprał to nie zorientują się ze to ich ciała- uspokoił go Victor
- Ale jej ojciec to policjant
- A tak zwani przyjaciele to super gwiazdy -powiedział kpiąco - o nich bym sie bardziej martwił, ich gorzej będzie wyeliminować- zawiesił głos-  będzie zbyt o tym głośno...
- Nie zatuszuje się sprawy?
- Nigdy nie mów nigdy
- Ale szef właśnie to... a dobra nie ważne - machnął ręką
- Szturchnij tą blondi może żyje , nie chce żeby mi tu powietrze zanieczyszczała ... A tamtej drugiej  powinny już zacząć narkotyki działać , zajmij się tym -polecił - idę do baru przyślę ci tego dzieciaka do pomocy masz ich pilnować wracam za godzinę - powiedział zakładając brązowa kurtkę
Czy on powiedział narkotyki?! TO we mnie teraz siedzi?! 
Dean sprawdził czy Victor na pewno się nie wraca po coś i uklęknął koło nas. Jedna ręką zaczął sprawdzać Lulu puls a druga zaczął grzebać w kieszeni. 
- Do kogo ? - spytał tak szybko że mogło by mi się zdawać. Popatrzyłam na niego w pełnym szoku. Telefon z jego kieszeni wypadł obok mnie a ja z ociągnięciem wcisnęłam 5 i przytrzymałam telefon automatycznie się połączył. Do czego mu to? Chce wiedzieć kogo pierwszego zabić? Chwila! Czy mi się zdaje czy on chce pomóc? Szturchnęłam Lulu i przeniosłam wzrok na chłopaka. Dean popatrzył na mnie i kiwnął głową. 
- Dean! - do pokoju wpadł chłopak blondyn na oko 15- 16 lat, Miał na sobie skórzaną kurtkę. - O.. nie wiedziałem że mamy gości... - zmierzył mnie wzrokiem - Victor mnie tu przysłał
- Szef -poprawił go brunet
- Wracając -nie spuszczał z nas wzroku - ha! Znów je nafaszerowałeś?! - krzyknął jakby rozwiązał jakiś trudny problem- Już niedługo was będzie można was upiec - zaśmiał się  beztrosko
Przysięgam jeśli nie byłabym skrępowana sznurkami to ostatkami sił bym go rozszarpała, śmiał sie z sytuacji w której się znajdowałam. No mi do śmiechu nie było.
- Niczym ich nie nafaszerowałem tylko przeciwbólowe im wstrzyknąłem ... - wstał i zmierzył chłopaka wzrokiem w głębokim zamyśleniu
 - O Dean który się sprzeciwia.. myślałem że nie dożyję tego dnia...
- Jerry zamknij się i mnie posłuchaj
- Nie mów na mnie Jerry ! Noo słucham? 
- Jesteś moim bratem a bracia ...
- O nie znów ta gadka.. - jęknął blondyn zwany Jerry
- ...Powinni sobie pomagać i nie donosić swojemu szefowi - kontynuował Dean
- A starszy brat powinien mieć dość oleju w głowie żeby pamiętać  to że  w pokoju jest kamera ... - powiedział śpiewnym głosem
- A młodszy powinien do konca słuchać starszego , Jerry masz zadanie  - wręczył mu mój telefon.
- W11 zgłoś się agent Jot gotowy do tajnej misji -powiedział do telefonu z uśmieszkiem
- Jerry nie wydurniaj się i schowaj ten telefon tak żeby nikt go nie znalazł. Jakby co to ja go zniszczyłem  Nooo i jest jeszcze sprawa kamer wykasujesz ostatnie dziesięć minut .. okej? PRZYNAJMNIEJ RAZ mogę na ciebie liczyć?
- Na mnie? Zawsze i wszędzie - zaśmiał sie. Nie wyglądał na żadnego przestępce, jakby był tylko ich zabawką albo przebywał w gangu tak o. - Tylko.. nie wiem po co chcesz to zrobić ?
- To tylko dzieciaki
- Sa w  moim wieku, dla mnie Victor nie był tak pobłażliwy tylko od razu chciał zastrzelić
- Ale ja byłem. -zaznaczył
- Dobra ja nie wnikam. - podniósł ręce w poddanczym geście  i wsunął telefon do rękawa. Zerknał na nas jeeszcze raz a raczej na nieprzytomną Lulu - Co z nią?
- Niedługo sie obudzi - powiedział Dean i usiadł na obracanym krześle
Jerry pokiwał głową i zwrócił sie do wyjścia.
- To po co ja upozorowałem ich śmierć żeby teraz .... ? Dobra wolę nie wiedzieć
- I dobrze.
- Agent Jerome odmeldowuje sie! - krzyknął i po chwili było słychać kroki na schodach
- Pomogę wam -powiedział chłopak odwracając sie do nas. Jakbym się nie domyśliła. Ale dlaczego? Nie. To nieważne, ważne ze pomoże nam pożyć dwa trzy dni potem
może jakimś cudem umrę szybko. Najbardziej pocieszająca myśl

(Nathan)
Zwiesiłem głowę tak że teraz widziałem kolorowe płytki podłogi łazienki. W rękach trzymałem gwóźdź. Oparty o toaletę siedziałem tak już dobre pół godziny, Każdy chciał wiedzieć jak się czuje co mi jest itp itd. A po co? Po co im to wiedzieć dobrze wiedza jak sie czuje, jak lustro które spadło z dziesiątego pietra i rozbiło się na kawałki. O to co czuje: pustka, wielkie nic.
Tylko nie pokazuj że jesteś słaby... Nie możesz wtedy będzie jeszcze gorzej. 
Bawiłem się gwoździem w palcach. 
- Zostawcie mnie! - krzyknąłem gdy usłyszałem kolejny raz pukanie do drzwi
- Nathan, dziecko, porozmawiaj z nami  - usłyszałem kobiecy głos
- Nie wyjdę, nie chce nikogo widzieć -odparłem
- Nathan do cholery! Tak nie można jesteś w czyimś domu! - ktoś uderzył pięścią w drzwi
Czy to był głos Toma? Co on tu do cholery robi?! 
- Pogrzało cię? -spytał jeszcze raz uderzając w drzwi i szarpiąc klamkę
Tak pogrzało mnie. Tak, byłem w środku nocy w domu najlepszej przyjaciółki. Tak  zamknąłem sie w jej łazience. Tak, nie chcę stąd wyjść. Tak jestem tym nienormalnym, idiotycznym  dupkiem który właśnie sie dowiedział że sens jego życia nie żyje. Co najlepsze, nie żyje i to z jakiego powodu? Bo ja jej nie pomogłem, mogłem za nimi pobiec, ale nie ja jak zwykle musiałem lepiej wiedzieć. Kurde co ze mnie za palant!
Okej, już spokój tak? Kogo to obchodzi, co ty teraz czujesz? Ale tak na serio? Usłyszałem szarpanie klamki. No tak.. oprócz niego? Nikt. 
Podniosłem wzrok i wstałem  i ochlapałem się zimną wodą żeby ochłonąć. Mnie chyba na prawdę pogrzało. Popatrzyłem w lustro, wziąłem kluczyk i podszedłem do drzwi. 
- Lulu... - wyszeptałem łamiącym się głosem 
Drzwi cicho skrzypnęły. Zobaczyłem Toma, miał rozczochrane włosy, gdzieś dalej w korytarzu stała pani Monica. Wbiłem wzrok gdzieś w przestrzen.  Nie łam się, nie możesz pokazać swojej słabości. Nie możesz.! 
- Ona nie żyje ... - wyszeptałem uświadamiając sobie co znaczą te słowa.
Tom objął mnie ramieniem. Wiedział jak się czuje, on ją przecież też kochał. Poczułem rękę na ramieniu z pewnością była to pani Movin. Jej też musiało być ciężko. 
Tak jak mi. Tak jak Louisowi. Tak jak wszystkim. 


To Be Continoued ....
___________________________________________________________
Tiaa. Nie skomentuje tego ale! Sorry za długą przerwę, znowu -.-'
Tak więc mówię, radze zwrócić uwagę na tego blondyna :D 
Poza tym, za jakieś 2- 3 rozdziały THE END 
Wiem że się cieszycie 
a teraz jeszcze tak, wbijać jak możecie na te stronki moje ulubione o :
Niallu (http://fanfictionoffniall.blogspot.com/)
Sterekowe imaginy (http://teen-wolf-stories.blogspot.com/)
Maxie (z TW) (http://ill-fight-for-you-until-i-drop.blogspot.com  )
(wszyscy autorzy blogów są proszeni o natychmiastowy rozdział / one shot bo inaczej patelnią! XD weny! kocham was<3

piątek, 14 lutego 2014

ROZDZIAŁ 83

(Lana)
Ocknęłam się. Nie wiem czy oślepłam czy miałam związane oczy było aż tak ciemno. Umarłam? Nie umarli nie czują. A gdyby nie czułabym ucisku na rękach i nogach.Zaczęłam się szarpać. Po chwili poczułam przeszywający ból na prawej nodze- zaczepiłam prawą nogą o jakąś blachę. Ręce które miałam związane z tyłu ledwo czułam, węzeł był za ciasny. mogłam sobie wyobrazić jak sinieją z nie dopływu krwi. Gdybym nie miała zaklejonych ust to może jakimś cudem udało by mi się przegryźć węzeł.  Usłyszałam dźwięk jadącego samochodu.
- Lulu!! - krzyknęłam niewyraźnie
Oddychałam ciężko,  brakowało mi powietrza. Dusiłam się. Czułam krew spływającą z głowy i nosa. Przez którą,jeszcze ciężej się oddychało.
Samochód podskoczył na wyboju w momencie kiedy znów wywrzeszczałam imię przyjaciółki. Straciłam orientacje. Jak długo byłam nieprzytomna. Jakby z oddali słyszałam trąbienie samochodu, wtedy zorientowałam się gdzie jestem, moim aktualnym miejscem pobytu był bagażnik jakiegoś starego auta. Poczułam zawroty głowy, w płucach miałam żywy ogien. W momencie kiedy ktoś otwierał klapę straciłam przytomność.
xxx
Pierwsze co zobaczyłam po otworzeniu oczu to przerażająco jasne światło. Wszystko było za mgłą.  Nerwowo rozglądnęłam się po pokoju w którym się znajdowałam. Pokój był bez drzwi a ścian ze złuszczoną tapetą pokazywały, że pod względem wyglądu nikt się nim nie interesował. Szyby  były powybijane a jedyne godne uwagi było to, ze pod przeciwną ścianą stała meblościanka z  mini telewizorami. Każdy pokazywał inne pomieszczenie, domyśliłam się że to monitory kamer. Po prawej stronie na górze... sobaczyłam siebie. Kamera musiała byś umieszczona gdzieś w rogu pokoju. Po dokładnym rozglądnięciu  się zobaczyłam Lulu,  była niedaleko mnie, siedziała zwinięta w kłębek równie dobrze mogła być nieprzytomna. Żyje na pewno, widziałam jak ciężko oddycha. Próbując znaleźć wyjście z naszej sytuacji poczołgałam się do okna. Byłyśmy w lesie, na oko na drugim piętrze. Przed domem widziałam kawałek dachu studni.
- aanaa - usłyszałam za plecami. Rozglądnęłam się i chwilę potem byłam już koło Lulu, przecisnęłam związane dłonie pod nogami. Zaczęłam szarpać sznurki które miała na rękach, widziałam jej wystraszony wzrok.  Po chwili szamotaniny poddałam sie wtedy Lulu wydała z siebie cos w rodzaju krzyku a ja poczułam ból i straciłam kontakt z rzeczywistością.
 Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam monitory. Rozpraszał mnie ból głowy, próbowałam odszukać siebie w pokoju w którym się znajduje. Po obejrzeniu dokładnie każdego z pomieszczeń stwierdziłam, że jestem tylko ja i Lulu, no i jeszcze był jakiś facet który pilnował wejścia. Podciągnęłam nogi pod szyję założyłam na kolana związane ręce. na których czułam zaschniętą krew. Popatrzyłam na snop księżycowego światła Nie miałam pojęcia czy byłam nieprzytomna przez pary godzin czy jest już następny dzien. Zaczęłam zahaczać kawałkiem taśmy o materiał legginsów w nadziei, że uwolnię sie z tego klejącego czegoś. W momencie gdy się poddałam usłyszałam kroki. Serce mi szybciej zabiło szybciej gdy uświadomiłam sobie, że ktoś jeszcze jest w pomieszczeniu.  Ja- związana, liny oplatały ciasno moje ręce i nogi, z zaklejonymi  ustami nawet nie mogłam krzyczeć. Byłam pusta w środku, żadnych pomysłów, nic. Zupełnie Niektóre rzeczy widziałam podwójnie, byłam słaba z minuty na minute opuszczało mnie wszystko. Skuliłam się i wbiłam wzrok w nogę.
- "Zostaw mnie" - krzyczałam w myślach. - "Prosze.."
Miałam już nadzieje, że jednak jakimś cudem usłyszał. Ale jednak musiałam znowu otępienie bo poczułam, ze ktoś unosi moją brodę. Facet którego nie specjalnie na ten moment kojarzyłam, kręcił głową z udawanym współczuciem. Po chwili sie zaśmiał i zaczął coś mówić. Jego głos słyszałam jak spod wody. Przez chwile tylko na niego patrzyłam  nie rozumiejąc co mówi. Dopieoro potem zorientowałam się kto to.
- Myślałem, że jesteś z twardszej gliny ulepiona... - zaśmiał się
-"Ignoruj go " -powiedziałam sobie w myślach.
Skutecznie jego wypowiedzi do puki nie sprzedał mi kopniaka w nogę. Podniosłam wzrok.
- Nie patrz na mnie tak, bo wzrokiem mnie nie zabijesz -powiedział drwiąco
- "Jeszcze sie okaże" - powiedziałam i sama sie uśmiechnęłam do swojej myśli.
To co próbowałam powiedzieć to  tylko urywaki wyrazów zniekształcone i przerwane przez wejście jakiegoś faceta. Miał na sobie czarną kurtkę i bandamę, która zasłaniała usta. Przy pasku spodni błyszczała bron.
- I jak Dean? misja wypełniona? - spytał Victor przybyłego
- Jasne, nabrali się, osobiście zadzwoniłem do komendanta. -poinformował go
Zmierzyłam ich wzrokiem, i znów zaczęłam wrzeszczeć niezrozumiałe dla nikogo, nawet dla mnie wyrazy. Facet którego ojczym nazwał Dean, podszedł do mnie i zerwał mi taśmę z ust.
- I co? - spytałam zmienionym głosem. - Teraz zamierzacie mnie zgwałcić? hę?
Zgodnie zwrócili ku sobie wzrok i uśmiechnęli się
- A tak bardzo tego chcesz? - spytał Victor bawiąc się kosmykiem moich włosów, popatrzył na Deana
Ojczym  musiał zauważyć że jestem jakaś niemrawa bo polecił temu drugiemu żeby dał mi kolejną dawkę.
Chłopak zniknął w drzwiach i pojawił się po chwili niosąc strzykawkę. Boleśnie wbił mi ja na zgięciu łokcia.
- Zaraz ci się polepszy -powiedział
Czy on właśnie podał mi środek przeciwbólowy? Czemu nei dał tego też Lulu? Dlaczego ona tu jest?


To Be Continoued.....

________________________________
Dodane dzisiaj dzięki groźbą Izy na skejpie <333
Kolejny rozdział z serii : Tragedia -.-'
Ale kit. Mam nadzieje że wszelkie tępe narzędzia groźnego użytku zostały schowane w szafie i czekają na samą koncówkę =]]

wtorek, 11 lutego 2014

ROZDZIAŁ 82

(Louis)
Nie obchodziło mnie, że mogę pobudzić mieszkańców, nie obchodziło mnie ze jest środek nocy i wszyscy mogą mnie zobaczyć. Waliłem w drzwi białego domu z taka siłą, że bolała mnie ręka, ale to nieważne. Zobaczyłem zapalające się światło w przedpokoju, mimo to nie przestałem uderzać, opamiętałem się dopiero wtedy, gdy drzwi otworzyła Monica, przybrana matka Lany. 
- Jest pan Movin?! - spytał Nathan wymijając mnie 
- Nie ma... zaraz powinien wrócić, o północy koczy zmianę - zerknęła na ścianę na zegarek - Za jakieś dziesięć minut powinien być, coś się stało?- spytała wpuszczając nas do środka. Usiadłem an schodach i schowałem głowę w ręce. 
- One... Lana i Lulu... - zaczął Nathan ale nie dokończył, bo w tym samym momencie drzwi się otworzyły. Popatrzyłem na ojca Lany, który stanął jak wryty. No tak, pierwsza w nocy a u niego w domu dwaj chłopcy w tym jeden znienawidzony. 
- Dobry wieczór...? - rzucił  i nie zwracając na nas większej uwagi poszedł do kuchni. Wymieniłem z Nathanem porozumiewawcze spojrzenie i wziąłem głęboki oddech.  Z kuchni było słychać szczęk szklanek. Nagle oblała mnie fala wściekłości, chodziło tylko i wyłącznie o to ze właśnie zostajemy ignorowani.
- No to widzę, że nic tu po nas. - syknąłem i wstałem , Monica złapała mnie za ramię. W tym momencie zobaczyłem pana Movin'a  opierającego się o futrynę drzwi.
- Poczekaj, spokojnie, opowiedz co się stało? - powiedziała spokojnie, czym przywróciła mi świadomość, że nie powinienem się tak zachowywać. Jesteśmy w obcym  w sumie domu o pierwszej w nocy.
- Czemu nie jesteście z dziewczynami -spytała Monica patrząc na nas pytająco - nie macie czasem imprezy?
- No właśnie mieliśmy -powiedziałem - I one... Lana z Lulu... wyszły one poszły się przejść przewietrzyć... A gdy wracały, Lulu wysłała mi esemesa... i.. - zaczął opowiadać.
- Musimy zgłosić porwanie -powiedział rzeczowo policjant.
- I to wszystko? -spytał Nathan
- Tylko tyle na tym etapie można zrobić.
- TYLKO TYLE?! TYLKO TYLE, GDZIE W KAŻDEJ SEKUNDZIE MOJA DZIEWCZYNA I PRZYJACIÓŁKA MOGA DOSTAĆ KULKĄ W ŁEB? - krzyknął wściekły, ja tylko patrzyłem na to co robi i nawet nie próbowałem powiedzieć mu żeby się uspokoił. Nic. - JEST PAN POLICJANTEM! PANA CÓRKĘ WŁAŚNIE PORWALI, A TAM MÓWI ŻE TYLKO TYLE MOŻNA ZROBIĆ?!?
- Synu, uspokój się, tak masz rację jestem policjantem dlatego wiem, że na prawdę tylko tyle można zrobić. Nic innego nawet nie dało by  zamierzonego skutku.
- Zgłosimy i co? Papiery pójdą w kąt do segregatora  wy powiecie że nic się nie da zrobić tak? Tak jak zwykle?! - powiedział siląc się na spokój i zaciskając ręce w pięści. Kipiała od niego wściekłość. Miał rację, nie dość ze policjant to jeszcze jego córka, gdzie powinien zrobić wszystko, co może by ją odzyskać.
 Czułem pustkę, nie! Nie czułem nic, ani złości, ani żalu, ani smutku... NIC. Zupełnie nic. Byłem jak w transie. Jak w tym momencie między snem a jawą gdzie nie wie się, jaki obraz jest w rzeczywistości a jaki maluje się w głowie.
Pan Movin miał już coś powiedzieć, ale przerwał mu telefon dzwoniący z kuchni, udał sie do pomieszczenia i odebrał. 
- Komendant Movin. ... Znów? Zbyt często to się zdarza...  Dwie? - spytał głos pana Movin'a z kuchni. Chwila milczenia - Na pewno? Blond i rude?.... Kasztanowe.., ile lat? Tak na oko? .... szesnaście.... dobrze, zaraz tam będę. - urwał i chwilę potem wyszedł z kuchni.
Chyba zobaczył moją minę bo zrobił się cały blady.
- Znaleziono zwłoki dwóch dziewczyn w lesie... -powiedział powoli
W tym momencie czułem, że to co dobre już nigdy nie wróci, pierwszy raz w życiu mogłem świadomie użyć określenia, że zawalił mi się świat.
Usłyszałem huk drzwi, Nathan pewnie wybiegł na dwór. Ja skuliłem się na najniższym stopniu, nie mogąc się ruszyć.  To takie uczucie kiedy  serce pęka? Oparłem czoło o kolana i  zacisnąłem oczy.  Pół godziny wcześniej a może by było inaczej? Zupełnie odwrotnie. Nie wiedziałem że jeszcze kiedykolwiek będę się tak bał o Lanę, tak samo jak wtedy gdy umierała w szpitalu, teraz błagałem żeby mi tego nie robiła.Żeby mnie nie zostawiała. I tak jak w szpitalu stało sie to tylko dlatego że znów pozwoliłem jej być samą.
- Louis? -spytała pani Monica obejmując mnie ramieniem.
- Lana.. ona.. - wydukałem - to moja wina -głos mi się załamał, nie potrafiłem nic powiedzieć.
Wziąłem głęboki oddech

(Nathan)
Dopiero po paru długich minutach, gdy mój mózg przetrawił  wydarzenia sprzed paru minut, zrozumiałem w pełni sytuacje. Zaciskałem i rozluźniałem drżące ręce, oddychałem głęboko, a przynajmniej próbowałem. Nachyliłem się nad umywalką i zacisnąłem ręce na jej brzegach.
 - "Uspokój się" - mówiłem w myślach - "Nie możesz teraz stracić nad sobą panowania, nie teraz... Musisz być silny"
Podniosłem wzrok na lustro, odbijał się w nim zupełnie inny facet niż ja. Ja byłem zawsze wesoły, energiczny, pozytywnie myślący. A tam? Tam po drugiej stronie widziałem chłopaka z rozczochranymi włosami, podkrążonymi oczami, próbującego wmówić sobie, że to sen. Zamknąłem oczy oddychając głęboko, to pomaga. Czasami, ale za każdym razem jak zamknę oczy widzę Ją.  Odkręciłem wodę żeby nie było mnie słychać gdym ewentualnie się rozpłakał, nie miałem na to już siły, ale wolałem dla bezpieczeństwa.
- Nathan ty debilu...- powiedziałem do siebie. Ochlapałem twarz lodowatą wodą, po części żeby się otrzeźwić a po części, żebym samemu nie wiedział, czy to woda czy łzy. Nie chciałem tego widzieć. Znów zaciskałem i rozluźniałem palce żeby tak jak wcześniej zacisnąć je na brzegach umywalki.
- Gdybyś zareagował w porę, może sens twojego życia by teraz żył - powiedziałem z pretensją  do swojego odbicia w lustrze.

Zacisnąłem usta, i zmierzwiłem włosy
.
To koniec.



_______________________________________________________c_d_n_...
*chowa się przed patelniami i innego rodzaju bronią*
prooszę pisałam to na geografi jednocześnie rapując koleżance "Anię" więc wybaczcie,
mam takie wrażenie, że robi z nich takie dzieciaki trochę...




niedziela, 9 lutego 2014

ROZDZIAŁ 81

(Lana)
- I co teraz? - spytała szeptem Lulu ze strachem oglądając się na boki 
Światła samochodów dawały poświatę na las, po jednej stronie i budki po drugiej. Cofnęłam się do Lulu. Uciekać? Gdzie? W las? W stronę budek? Mamy jakąś szansę? Szarpnęłam Lulu za rękę, chyba zrozumiałą o co chodzi, albo sama wymyśliła żeby rzucić się w stronę lasu. Gdy mijałyśmy pierwsze drzewa usłyszałam strzały. Przeraziłam się. Zaraz mnie zabiją. Huk i odgłosy szybkich kroków na suchych liściach zdradzało, ze biegnie za nami jakieś dziesięć osób. Między krzakami migała mi sylwetka Lulu. Co ja sobie myślałam? Uciekać w las, który nie wiadomo gdzie się kończy? Debil. Oprawcy byli coraz bliżej , coraz głośniej było słychać odgłos pistoletów, coraz wyraźniej było czuć ciśnienie powietrza kiedy kule przelatywały obok. Jedna właśnie świsnęła mi koło ucha dotykając moich włosów i upadła parę metrów dalej. Ktoś był parę kroków ode mnie. Nie mogłam przyśpieszyć, płuca mnie paliły. Wiatr świstał w uszach, oczy widziały jak przez mgłę, wszystko zwalniało i naglę przyśpieszało jak na kolejce górskiej. Biegłam na oślep myśląc tylko, żeby Lulu zdążyła się ukryć. Wpadłam w kałużę i upadłam na ziemię uderzając głową o coś twardego. Ostre ukłucie a potem pulsujący pól przeszył moją głowę. Położyłam palce na linii włosów nad uchem, były całęwe krwi. Resztkami sił próbowałam się podnieść i czołgać.
- Lana! - usłyszałam krzyk Lulu jakby z oddali, popatrzyłam w miejsce skąd dochodził głos, mgła w moich oczach przesłaniała całe pole widzenia. Strzały dochodziły jakby z oddali, przybierały na sile a potem traciły tak, że mogły być tylko wymysłem mojej wyobraźni
- Lulu... - szepnęłam - biegnij...
Usłyszałam tylko strzał taki  głośny jakby pochodził z mojej głowy i świat zapadł się w ciemność.


(Louis)
Biegłem, przez pole pszenicy , nie wiedziałem gdzie, nie znałem celu, ale wiedziałem, że muszę, słyszałem swoje imię powtarzane setki razy przez ten sam głos. Znałem go, ale nie rozpoznawałem. Kręciło mi się w głowie, po części spałem po części śniłem. Nie odróżniałem prawdy od fikcji. 
- Lana! - krzyczałem gdy usłyszałem znów jej krzyk. Przyśpieszyłem.
- Louis! - z oddali dobiegał mi dobrze znany głos, poczułem szarpnięcie, coś mnie trzymało i nie chciało puszczać mimo mojego szarpania. Biegłem na oślep, z oddali widziałem drzewo ja którym był ktoś powieszony. 
- Lana! -krzyknąłem zrozpaczony
- Lou! No do cholery! - znów poczułem, że coś mnie zatrzymuje dwie sekundy potem widziałem Ją, wisiała na sznurku przymocowanym do jednej gałęzi, jeszcze żyła. Gdybym mógł tylko do niej się dostać, gdyby siła przestała mnie zatrzymywać... Udałoby mis ie ją uratować. Nagle zrobiłem się cały mokry. Ubrania zrobiły się ciężkie, nie mogłem biec. Woda lecąca z nieba zalewała mi usta, nie mogłem krzyczeć.
"Uratuję ją "- powtarzałem sobie w głowie
- Kurwa Louis! - ktoś krzyknął i z nieba zleciał piorun uderzając w drzewo, ale to ja poczułem ból. Zacząłem krzyczeć.  W chwili gdy piorun znów uderzył,tym razem we mnie zerwałem się z krzykiem.
- Jezu Louis! Ani bicie ani woda nie pomaga, już myślałem, że masz jakiś atak -powiedział głos Liama, dopiero po chwili go zobaczyłem. Mimo to moją głowę zajmowały inne myśli. Gdzie Lana? Rozglądnąłem sie, w poszukiwaniu dziewczyny, ale spotkałem tylko pytające i zdziwione spojrzenie Liama. W tym samym momencie do mieszkania wpadł zdyszany Nathan.
- Louis- krzyknął próbując zaczerpnąć powietrza.
- Coś się stało - stwierdziłem patrząc na niego pytająco a jednocześnie ze strachem
- One... I ja... bo dostałem... - zaczął się jąkać próbując przekazać mi informację.
- Nathan! - krzyknąłem - Mów co się dzieje!
- Ja nie wiem gdzie one są, zabrali je... znaczy gonili i strzały i....
Poczułem że całą krew odpływa mi z twarzy. Moje ręce same ścisnęły siedzenie kanapy tak, ze kostki zbielały. To nie może być prawda. One się zgrywa.
- Nathan, uspokój się i opowiedz wszystko po kolei -powiedział Liam zachowując zimną krew
- Kurwa Liam! Jak mam się uspokoić, nie wiedząc czy moja dziewczyna żyję?! - krzyknął Nathan
- Po prostu się uspokój  i tyle, nie pomożesz tu nic wrzaskami- uspokajał go Liam a ja tylko wodziłem wzrokiem od Liama do Nathana
- Jak byś sie czuł gdyby coś takiego spotkało, nie daj Boże, Danielle? Co?
- Nathan ... -powiedziałem po chwili - Co się stało?
Nathan zacisnął usta i zamknął oczy, uspokajał się wewnętrznie. Po głębokim oddechu wyraźnie się mu polepszyło, w przeciwieństwie do mnie. Nie wiedziałem co myśleć, co sie stało. Dlaczego?
- One... Dostałem esemesa od Lulu, że wracają ze spaceru, i że ktoś za nimi idzie, chciały żeby po nie wyjść... Poszedłem tam, widziałem jak stali w środku, jacyś faceci próbowali je osaczyć. I oe pobiegły, ale nie w stronę miasta tylko w las.. i ... - zawiesił głos i popatrzył na mnie z żalem - wtedy usłyszałem strzały... Wszystko stało się tak szybko, że nawet nie zdążyłem zareagować, po jakiś trzech minutach odjechali ja nawet nie zdążyłem dobiec do tego miejsca.Potem gdy byłem w połowie drogi widziałem... widziałem jak - zacisnął usta - wynoszą dwie dziewczyny. Nie wiedziałem czy żyją... ale na pewno nie były przytomne.
 Czułem w gardle wielką gulę a od środka coś mnie skręcało i niszczyło.
On kłamie.. one nie może... to nie prawda... Ona żyję! Zaraz tu wejdzie i zacznie się śmiać! Jak on może! Dobrze wie, że mu nie uwierzę a i tak to mówi, one zaraz zapukają do drzwi!
- Lana...- głos mi się załamał schowałem głowę w rękach i nie zwracając na mokre ubranie zerwałem się z sofy i wybiegłem na ulicę. Dopiero tam dałem upust emocjom. Skopałem kosz na śmieci wrzeszcząc, że to niesprawiedliwe, nie fair. Nie powinno sie stać.
- To moja wina! Znów była sama! Tak samo jak w szpitalu!  - krzyczałem nie wiedząc czy potrafię tak głośno wrzeszczeć czy to tylko w mojej głowie. - Znów sprawiłem, że coś jej sie stało!
- Louis, Louis! - usłyszałem głos Nathana za plecami, szybko odwrócił mnie do siebie. Położył ręce na ramionach, był w o wiele lepszym stanie niż ja.
- Znowu...! Rozumiesz? Nawet na mnie nie może polegać! Nie potrafię jej ochronić!
- Lou - rozglądnął się na boki szukając odpowiednich słów - To nie jest twoja wina. Zrozum. - zacisnął powieki - Trzeba powiedzieć o tym tacie Lany...
Otrzeźwiałem, no tak, trzeba powiedzieć tacie Lany, ale co z tego, jeśli ona... jeśli.. nie żyje? On i tak tu nic nie poradzi.
- Louis - zauważyłem niedaleko nas Liama, który stał na werandzie - To mogło się przydarzyć każdemu
Bardziej błędnego stwierdzenia nie było. Wiadomo, że to Victor i jego szajka, bo mało prawdopodobne żeby ktokolwiek...a może? - Chodźcie .. Zawiozę was, każda sekunda się liczy.

Było jak we śnie. Ona cierpiała a ja nie potrafiłem nic zrobić. Sen był znakiem.

To Be Continoued....

__________________________________________________________________________
Tak więc, pierwsze co powiem to :TRAGEDIA
Tak, ale kit z tym inaczej nie potrafię.

Pisane przez 3 dni, na : biologii, niemieckim i religii
=]]
KOCHAM WAS<333

nie zabijajcie....

niedziela, 2 lutego 2014

ROZDZIAŁ 80

(Lana)

Ubrałam się w miarę ładnie i wygodnie, wybrałam czarne legginsy i jasnoniebieską bluzkę na to bluza na wszelki wypadek z nadrukiem. I tenisówki. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Zadzwoniłam do Lulu
- Gotowa? -spytała
- Jeszcze się pytasz? -spytałam
- No ba
- Przyjdę po ciebie
Chwilę potem byłyśmy już obydwie w garderobie One Direction
- Gotowe na odjazd? -spytał Harry
Pokiwałyśmy głowami
Oczywiście nie obyło się bez kłopotów, gdzie dziewczyny by tylko temu zaradziły.
- Co ja bym bez was zrobił - spytał Zayn gdy Lulu ściągnęła z niego koszule poplamioną sosem pomidorowym przez Nialla.
- Nie przeżył byś -powiedziałam rzucając mu jakąś bluzkę
- Na pewno? -spytał Louis biorąc mnie na stronę
- Tak, przemyślałam i tak zbyt . wiesz..Po prostu czuję, że cię to męczy  - powiedziałam patrząc na niego
- Nie prawda. - zaprotestował
- Louis, popatrz na to z mojej strony - poleciłam
- Myślę że rozumiem... -zastanowił się, po chwili odwrócił się do chłopaków - Okej! Chłopaki, ja przechwytuje na końcu mikrofon.
- Po co? - spytał Harry wystawiając głowę spod stołu rozwalając całkowicie fryzurę.
- Zobaczysz - Lou uśmiechnął się tajemniczo
- Po co ty tam nurkujesz? -spytałam obserwując jak znów chowa się pod stołem
- Rytułał, przeciw tremie, ja  się chowam pod krzesłem, Niall łamie paluszki, Liam skacze a Zayn urywa głowy lalką,
- Tak wiem dziwne -powiedział Malik uprzedzając moje pytanie
- Tak..Louis za to rzuca owocami,
- Agent -powiedział Liam wyskakując mi nagle przed twarzą
- Gdzie? -spytałam
- Patrzysz się na niego
- Czyli?
- Święty Mikołaj
- Czemu?
- Święty Mikołaj wie wszystko i jest wszędzie.
- Na pewno?
- Tak
- E... co wyście mu dodali do picia? -spytałam posyłając pytające spojrzenie Zaynowi
- Czasami tak ma , ale tylko przed koncertem, a wiesz, ten jest chyba najwiekszy jaki zagramy w tym roku....
Nagle poczułam że ktoś mi roztrzepuje fryzurę. Ten ktoś to oczywiście Niall
- Prima Aprilis -krzyknął i zaczął się rechotać tym swoim słynnym śmiechem
- Dzisiaj nie ma Prima Aprilis - przypomniałam
- A wiesz co jest 24 grudnia? -spytał Liam
- Co?
- Moje rodziny!! -krzyknął Louis wychodząc z pokoju
- Jest gwiazdka
- O ludzie!
- Święty Mikołaj wie wszytko!
-Popatrz do góry -powiedziałam postanawiając zagrać w jego gierkę, która mnie już trochę zaczynała wkurzać
- No patrze patrz i nic nie widzę
- To oczy otwórz
- No otworzyłem
- Patrzysz?
- Tak...?
- Spokojnie, kiedyś pewnie wrócą -powiedziałam klepiąc go po ramieniu, ten tylko się zaśmiał
- Lana -zaczęła Lulu - ja chyba...
- Coś się stało?
- Nie, po prostu... Nathan miał przyjąć i coś go nie widzę
- Spokojnie, na imprezie na pewno się zjawi - powiedziałam posyłając jej ciepły uśmiech
- Chłopaki wychodzimy, ej!- krzyknął menadżer, ale po chwili nas zauważył  -  Kto to? Ochrona!
- Nie, oni są z nami, -powiedział szybko Liam - idźcie już na widownie -polecił nam
Posłusznie wyszliśmy. Przepchnęłyśmy się w miarę blisko, widziałam po raz pierwszy tyle transparentów z napisem "Larry ujawnij się" , "Kocham was<3" i te pe. Popatrzyłam na Lulu, chciałam sie zapytać czy na koncertach TW też tak jest ale musiałabym przekrzyczeć 10 000 ludzi. Zrezygnowałam.  Nastała chwila ciszy, aż zapiszczało w uszach i nagle na scenie rozbłysły się światła i z dymu wyłonili się chłopcy. Po stadionie rozniosły sie oklaski.
- Witam witam szanownej publiczności -powiedział Niall i zaczął przywitania.
- Zaczniemy od czegoś starszego! - krzyknął Harry - Gotta Be You!
- Nie, czekaj! -krzyknął Liam - mieliśmy śpiewać Moments
Niall zaczął się śmiać do mikrofonu
- Oni bez wpadki to nie oni -powiedziałam do siebie
- Nie chce przeszkadzać w tej jakże porywającej konwersacji -powiedział Louis podchodząc do nich - ale gdy wy rzucaliście się głowami lalek plan się zmienił się plan i śpiewamy "Stan Up"
Zaczęła grać muzyka i zaczął się koncert. Najpierw śpiewali Stand Up, potem polecieli z They Don't Know About Us, Taken, Strong , Just Her Let It Go, One Way Or Another i Best Song Ever. Był też More Than This, gdzie Louis zaśpiewał zamiast swojej solówki-  " Napchany filcem mówi mi prędzej" w ramach zakładu
- Chciałbym też przedstawić nową piosenkę napisaną przez naszego kolegę z zespołu a muzyka została podkradziona z zeszytu pewnej dziewczyny która pisze tam wyznania miłosne w wersji matematycznej oto ona -powiedział Zayn śmiejąc się zamilknął na chwilę a gdy zaczęła grać muzyka krzyknął -  I Wish !
Lulu pokazała na mnie, a ja pogroziłam Malikowi, ten mi wystawił język, pierwszy raz słyszałam ą piosenkę i wyszła im rewelacyjnie. Napisane przez Lou, wtedy rok temu przed wakacjami.
Koncert powoli dobiegał koca, gdy ucichneła ostatnia nuta Louis popatrzył wymownie na Liama a ten podał mu mikrofon.
- A na sam koniec -powiedział Louis zwracając się do widowni- chciałbym wam coś powiedzieć. - zamilkł- Elouenor...-zawiesił głos  już  nie istnieje
 Z części widowni Larry Shipperek wydał sie pisk opętania.
- Larry też nie - zaprzeczył Lou rozglądając się po stadionie  gdzie przeszedł pomruk niezadowolenia, po chwili do wszystkich dotarło co chce przekazać i  umilkli czekając co powie dalej, chłopacy do niego podeszli. Louis zacisnął usta. Teraz albo nigdy. - Istnieje tylko i wyłącznie Louna, i ten filmik który wczoraj puścili to.. nie było do Eleanor ... tylko do Lany. Z Eleanor nie jesteśmy już od ponad roku, i przez ten czas znalazłem w końcu swoją prawdziwa miłość - popatrzył w moją stronę uśmiechając się delikatnie. Pokiwałam głową i ułożyłam z dłoni serce
- Po prostu- kontynuował - nie chcę żyć tak jak żyłem z El, chodzi mi tylko i wyłącznie o to, że nawet wyjść nie mogliśmy. El to wspaniała dziewczyna, Myślę, że nie ma mi za złe że teraz was dopiero poinformowałem, ale fani dla mnie tez są ważnie i nie chce żeby były jakiekolwiek nieporozumienia.A Eleanor, myślę, że ułoży sobie życie znajdzie faceta który na prawdę na nią zasługuje.  Przykro mi że nam się nie ułożyło,ale widocznie nie byliśmy sobie pisani. Wracając - zawiesił głos chwilę się zastanawiając -  Ja kocham tylko i wyłącznie Lanę... i... chciałem ci -popatrzył na miejsce gdzie stałam i kiwnął głową - zadedykować piosenkę ...
- "Moments" -  zaprezentował Harry, a Lou zeszedł ze sceny i skierował się w moją stronę. 
Lulu popchnęła mnie do niego, teraz sobie pomyślałam, że to ostatnie sekundy mojego życia w spokoju. Teraz zmieni się wszystko, co do tej pory było. Ale czułam ze tak będzie najlepiej dla wszystkich...  Odetchnęłam podeszłam do Louisa który natychmiast złączył nasze dłonie.
- Oto Lana -powiedział do mikrofonu doskonale zdając sobie sprawę, że nikt mnie prawie nie sobaczy, ale mylił się, pokazali nasze ujęcie na ekranie nad sceną.
Ktoś krzyknął z widowni coś i przez  stadion przeszedł jedno wielkie buczenie.  Popatrzyłam na Louisa.
- Spokojnie, na Danelle też tak reagowali - szepną mi do ucha i lekko pociągnął w stronę sceny, gdy zauważył, że się waham posłał mi ciepły uśmiech i jednocześnie pytający wzrok. Pokiwałam głową. Sama na to wpadłam i nie chciałam teraz niczego niszczyć gdy weszliśmy na scenę Harry podszedł koło nas , objął mnie i rozczochrał włosy
- Nie wiem jak wy ale my ja lubimy i to bardzo -powiedział patrząc na mnie -
Zaczęli śpiewać, Louis patrzył mi w oczy i znów ogarnęło mnie wrażenie  ze tylko my teraz się liczymy
***
- Budyyyyyń!!! -wydarł się Niall i rzucił się na miseczkę z budyniem stojącą na stole, gdy weszliśmy do domu One Direction.
Salon był teraz inaczej ustawiony, meble były usunięte pod ściane , na środku był tylko telewizor i kanapa.
Potańczyliśmy trochę , ta trochę połowę imprezy, były też sławy, między innymi Edziu Sheeran, The Wanted, Justin Bieber którego an pewno Nathan nie polubił bo przystawiał się do Lulu, Taylor Swift i  Little Mix. Nad ranem już zostały tylko One Direction The Wanted ja Lulu i Danielle.  Usiadłam obok Liama
- Czemu nie pijesz? -spytałam , patrząc jak Harry wlewa w siebie kolejną puszkę piwa
- Nie mogę, zbyt mocna na mnie działają, kiedyś jak wypiłem to poprosiłem twoją siostrę i świnkę morską. A poza tym nie mogę, a ty?
- Ja też nie za bardzo, poza tym nie smakuje mi a jakby tato się dowiedział to wiesz, koniec życia
- Lulu też na trzeźwą wygląda- powiedział - to zastanawiające....
- No bo ma zaraz po imprezie wrócić do domu dziecka więc wiesz.
- Wbijamy na zakręt? -spytał Harry nieregularnym głosem, "Zakręt" była to impreza w klubie który jest na zakręcie.
- Ja zostaje - powiedział Liam
- Ja też -poparł Nathan , Louis przytaknął
- Louis zostaje -spytałam patrząc na niego - co to się stało??
Ten tylko pokiwał głową z uśmiechem
- A ty to co? -powiedziała Lulu patrząc na Nathana wchodzącego do salonu
- Dla ciebie mogę ze wszystkiego zrezygnować -powiedział i pocałował ją
- Ależ ty romantyczny - zaśmiała się
Tak więc zostali wszyscy w miarę trzeźwi. Ja Lulu, Liam, Lou i Nath. Zaczęliśmy oglądać jakiś film, niezbyt ciekawy.
- Chodź, może się przejdziemy, co? -spytała mnie Lulu szeptem  - Przewietrzymy się
- No spoko -zgodziłam się. Wygramoliłam się z objęć Louisa i wstałam z kanapy
- Idziesz gdzieś? - spytał
- Tak, zaraz wrócę, okej?
- Nie zatrzymuję cię, tylko pytam
Po cichu wyszłyśmy, było cicho, i bardzo rześko, wiał chłodny wiaterek. Szłyśmy i ciągle się z czegoś śmiałyśmy.  A to z liścia który leżał na ulicy a to z ławki bez oparcia. Z Lulu nawet potrafiłam się śmiać ze ślimaka, który pełznął po ulicy. Zaszliśmy do krzyżówki. Widząc zbiegowisko aut i ludzi niedaleko nas, postanowiłyśmy zawrócić, żeby się w nic nie pakować i szczerze trochę się wystraszyłyśmy.
- Lana -szepnęła Lulu
-Hę? - zaczęłam zgrywać głupią
- Tobie też się zdaje że ktoś za nami idzie?
- Tak -przyznałam
Droga do domu chłopaków wiodła koło lasu. Gdzie stało pare samochodów. Nie widząc innego wyjścia, poszłyśmy w ich stronę. Nie mogłyśmy się zawrócić, a o telefonie nawet nie pomyślałam. Ale Lulu tak, wyciągnęła telefon i wystukała esemesa do Natha, żeby po nas wyszli. Ale gdy zbliżałyśmy się, co było nieuniknione nawet jeśli szliśmy bokiem ledwo zauważalne, do samochodów one uruchomiły silnik
- Co robimy? -spytałam spanikowana patrząc to an Lulu to na samochody, których było ze trzy i ludzi którzy się wokół nich zebrali.
- Spokojnie, może to tylko jacyś imprezowicze - uspokajała mnie Lulu siląc się na spokojny ton.
- Nie wydaje mi się - popatrzyłam na nich, każdy był zwrócony w naszą stronę, nic nie mówili i bacznie nas obserwowali.
Gdy ich mijaliśmy jeden z samochodów zagrodził nam z przodu drogę a drugi poszedł w jego ślady odcinając nam drogę ucieczki z tyłu. Faceci, jak oceniłam tylko i wyłącznie jakieś typy ustawiło się wokół nas, na pewno to nie byli "Jacyś imprezowicze"
-
CDN...
__________________________________________________________________
WIELKI FINAŁ!!!!
KOŃCZĄ SIĘ ŻARTY.
No, powoli zbliżamy się do końca, szykujcie sie na rozdział gdzie nie będzie już napisane CDN...
Długie jest tylko dlatego, że chcę jak najwięcej zmieścić.
Myślę, że wam się podoba a na następne musicie trochę poczekać nie wiem może w przyszłym tygodniu dodam może trochę dalej, przepraszam ale tak wyszło.
A.. i tak, Karolina prawdopodobnie jestem zboczeńcem i skoro tak mówisz, że bym pasowała do Max'a to się bardzo ciesze, wiesz, że jego najbardziej lubię (bez urazy dla innych) #ChodziOOpoNaJejBlogu