sobota, 8 marca 2014

(2) ROZDZIAŁ 1

(Lana)

- Ała! - syknęłam gdy młody lekarz opatrywał mi ranę na czole , machinalnie sięgnęłam po jego rękę i odepchnęłam.
- Nie siłuj się, bo nic z tym nie zrobię -powiedział posyłając mi uśmiech.
Poczułam już znajome mi uczucie ukłucia pochodzące prosto ze środka rany gdy lekarz wyjmował mi kawałki szkła.Zacisnęłam usta i oczy i ścisnęłam mocniej dłoń na ręce Louisa gdy ją przemywał woda utlenioną. Czułam łzy na policzkach, które za żadne skarby nie chciały przestać lecieć, cała się trzęsłam. Myślami byłam ciągle przy Lulu, nie miałam pojęcia co się teraz z nią dzieje, gdzie jest? Może siedzi dalej w tym zapuszczonym domu? W jakim jest stanie? Co z Nathanem? Żyje? Kolejnych szloch mną wstrząsnął
- Zaraz zaczął działać środki uspokajające które ci dałem - poinformował mnie lekarz - niestety sa skutki uboczne
- Jakie? - spytał Lou przenosząc wzrok ze mnie na lekarza
- Może być ospała, mieć halucynacje , mogą też wystąpić trudności z mówieniem ... -mówił nie przerywając czynności.
- I to ma być pomocne?
- Wolisz żeby panikowała?
W tym momencie do gabinetu wpadł jakiś człowiek.
- Co z nią? -spytał, rozpoznałam głos taty
- Mogło być lepiej -powiedział lekarz odwracając się od nas do szafki - ale mogło być też gorzej, jak na razie nie jest źle, ale jeśli razy nie goiły by się tka jak trzeba proszę przyjść to przepiszę leki.
- Louis - ścisnęłam mocniej rękę chłopaka, od razu na mnie popatrzył - Gdzie  Lulu?
- Znajdziemy ją, na pewno jest w dobrych rękach. - uspokoił mnie
- Skończone -powiedział lekarz wypisując coś na kartce i podając ją mojemu tacie, Wziął to co trzeba, założyłam bluzę Louisa i wyszliśmy z gabinetu
- Muszę ją zabrać do domu -powiedział tato pełnym napięcia głosem - i wracać na przeszukanie
- Nie wiem czy to dobry pomysł żeby była sama teraz. -powiedział Louis obejmując mnie - zabiorę Lanę do siebie -pocałował mnie w czoło, znów musiałam pokonać nagłą falę płaczu, na szczęście powstrzymałam sie. Zacisnęłam tylko oczy i usta.
Tato długo myślał w końcu poddał sie i powiedział:
- Dobrze ale, jakby coś dzwon do mnie - podał mu jego wizytówkę - będę za góra piętnaście minut - podszedł do mnie i pogłaskał po włosach najpierw oparłam czoło na jego mundurze a potem go przytuliłam. Bardzo się cieszyłam, że go widzę.
Po chwili zostaliśmy sami.
W szpitalu długo musieliśmy pytać gdzie leży Nathan. Nie dlatego, że nie chcieli nas wpuścić, tylko nikogo nie obchodziliśmy.  W końcu jakiś starszy doktor nas zaprowadził długim jasnym korytarzem do owej sali. były tam tylko jedne drzwi na końcu korytarza a po bokach stały krzesła, na jednym z nich siedziała Lulu. Miała dłoń w bandażu i plaster na szyi. Louis zajął miejsce na przeciwko niej a siadłam koło Lulu i złapałam ją za rękę. Drżała, chwile zdawała się w ogóle nie zauważyć mojej i Louisa obecności. Po chwili jednak obróciła się do mnie i położyła głowę na moim ramieniu
-  Będzie dobrze, zobaczysz- powiedziałam gładząc ją po włosach, sama byłam bliska płaczu. Znowu.
- A co jeśli on nie przeżyje? - spytała płaczliwym, rozdygotanym głosem i skupiła wzrok na mnie. Czułam jak krople łez napływają mi do oczu i szukają drogi ucieczki na moich policzkach. Tak przykro  było widzieć dziewczynę, która codziennie się śmieje i kipi energią i wygłupia się z chłopakami, a teraz płacze bojąc się o życie swojego chłopaka. Automatycznie postawiłam siebie na jej miejscu. Ja bym pewnie już gdzieś siedziała z żyletką w ręce, ale nie ona, ona czekała. 
- Zobaczysz Lulu, jutro będziesz z nim świrowała w domu - powiedziałam ocierając łzy - Co z nim teraz? Co tam sie dzieje?
- Ratują go.. próbują... -gdy mówiła jej głos był zdeformowany, zbyt dużo teraz przeszła, zbyt dużo teraz przeszłyśmy, żeby mówić normalnie.
- Nathan jest silny, da sobie rade - powiedział Louis kucając koło nas i  dodając Lulu otuchy pocierając jej ramie  - zobaczysz....
W tym momencie drzwi sali się otworzyły i pojawiła się w nich sylwetka młodego lekarza ubranego całkowicie na biało, tylko jego kruczoczarne włosy kontrastowały z bladą cerą. Miał ręce złożone tak, jak zwykle mają ludzie którzy chcą przekazać złe wieści. Przygotowałam się na najgorsze, to nie był by tylko cios dla Lulu, to była by tragedia dla nas wszystkich. W końcu gdybym się nie zastawiała to byśmy może teraz siedzieli u One Direction albo The Wanted i znów robili coś bezużytecznego.
- Pielęgniarka opatrzyła pani rany? - spytał lekarz patrząc na Lulu
Pokiwała głową
- Kto z państwa to rodzina pana Sykesa? - spytał lustrując nas wzrokiem, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Lulu wstała. Popatrzyłam na Louisa nieprzytomnie i znów na lekarza.
- Rodzina nic nie wie -powiedziała wymuszając opanowany ton głosu - ja jestem jego.. jego dziewczyną.
- Mogę mówić przy wszystkich? - spytał uważnie przyglądając się mnie i Louisowi
-  T-tak... - zająkała się - i co? Co z nim?
Na usta lekarza zawitał uśmiech. Odetchnęłam z ulgą.
- To nie było takie straszne. Kulka trafiła w mocno ukrwione miejsce, ale nie w takie które by od razu zagrażało życiu. Choć stracił przytomność to raczej wina strachu i wyczerpania ale gdyby został przywieziony parę minut później nie wiadomo czy było by tak dobrze. Niestety stracił dużo krwi... - zawiesił się. Lulu zaczęła bawić sie palcami za plecami, wyczuwałam jej strach, zawsze musiało być jakieś "ale" - Jest  osłabiony, ale jego stan jest stabilny. Proszę więc się już o nic nie martwić. Będzie dobrze, teraz tylko musi odpoczywać i czekać aż rana się zagoi. - znów się zatrzymał i wpatrywał w podłogę - jednakże... to była rana postrzałowa, mu jako szpital musimy zgłosić to na policję - podniósł wzrok na Lulu
- Y... - zaczęła - policja.. policja o wszystkim wie...
Poparłam ją:
 - mój tato jest mundurowym, jego oddział już się tym zajął
- Można wejść do Nathana? - spytała Lulu patrząc na niego błagalnie
- Tylko proszę go nie przemęczać. - powiedział lekarz i poszedł w kierunku drugiego konca korytarza do recepcji
Wstałam i rzuciłam sie na Lulu ze szczerym śmiechem
- Mówiłam! Mówiłam, że będzie dobrze - zaczęłam mówić
- Nie tak łatwo go zgładzić -przyznał Louis podchodząc do nas i przytulając Lulu. usłyszałam jak szeptał jej na ucho - nie odszedł by bez ciebie ...
Po chwili znajdowaliśmy się w dużej sali, ściany miała pomalowane na ciepły zielony a w oknach stały pozapalane lampki. Mieściło się tam z siedem łóżek, ale zajęte było tylko jedno, po środku -przez Nathana.
Złapałam metalowej poręczy w końcu łóżka  a Lulu stanęła zaraz obok niego. Louis objął mnie i jeździł ręką po metalowym stelażu łóżka. Wszyscy patrzyli na Nathana leżącego pod cienką kołdrą, otoczonego przeróżnymi maszynami.  Wydawał się śpiący, lekarz nie powiedział, czy jest przytomny. Lulu przez chwile na niego patrzyła, uśmiechała się lekko. Przez chwilę tylko się w niego wpatrywała, trochę czułam się nieswojo, tak jakbym przeszkadzała w jakimś ważnym wydarzeniu, ale wtedy poczułam, że Louis przyciąga mnie bliżej siebie, czułam jak chce podtrzymać mnie an duchu... i teraz ja powinnam to robić dla mojej przyjaciółki. Zostać, dodać  jej otuchy. Lulu lekko dotknęła jego włosy i delikatnie odgarnęła  na bok, tak by nie zasłaniały oczu. Pogłaskała go po czole z czułością, jakby była z kruchej porcelany.
- Lulu...- wyszeptał ledwie słyszalnie, jego ręka powędrowała powoli do ręki Lulu i  spoczęła na niej. Otworzył oczy.
- Jestem tu -powiedziała przykładając jego dłoń o do swojego policzka, uśmiechnęła się. Oczy dalej miała zaczerwienione od płaczu, ale łzy już zaschły.
- Widzę - szepnął ,  uśmiechnął się słabo. Po czym powoli kręcąc głową spenetrował wzrokiem sale, sprawiał wrażenie jakby nie kojarzył miejsca, ale zobaczył nas u nogach łóżka i ponownie się uśmiechnął.  Wyglądał na wyczerpanego. - Jesteście tu. -stwierdził i zacisnął usta
- Witaj w śród żywych -powiedział Louis podchodząc bliżej niego z czym wiązało się to, ze ja też poszłam.
- Role się zamieniły - wyszeptał patrząc na mnie - teraz ty jesteś u mnie...
- No widzisz... - powiedziałam uśmiechając się. Nie wiem dlaczego, ale tylko na te słowa było mnie stać, czułam gule w gardle. Łzy same mi płynęły, czułam się otępiała, jakby wszystko działo się w spowolnionym tempie, spać mi się chciało niemiłosiernie. Ale wiedziałam że na sen będę mogła sobie pozwolić dopiero w domu. Potarłam plaster na ranie na głowie.
- Boli?- spytał Louis z zatroskaną miną - jeśli chcesz, mogę skoczyć po jakieś antybólowe tabletki czy coś...
-  Ale, tak, boli i to bardzo, ale dam radę do domu. -powiedziałam patrząc przed siebie.
- Jesteście tu we dwie... -powiedział Nath. Do Lulu.
- Jesteśmy, jesteśmy...
- ... i nic wam nie jest - dokończył
- Nie myśl teraz o tym - powiedziałam
- Jeszcze będziesz miał dużo czasu, żeby sobie to po przypominać -poparł mnie Louis chowając prawą lewą do prawej kieszeni w mojej bluzie.
- Wiem - przyznał zamykając oczy, po chwili znów je otworzył, wzrok miał nieprzytomny
- Jak się czujesz? -spytała Lulu
- Bywało... bywało lepiej ... ale nie jest aż tak strasznie.
Nagle z korytarza nagle dobiegł nas dźwięk dużej ilości kroków. Po chwili drzwi się otworzyły a do sali wpadła czwórka chłopaków.

To Be Continoued....

_________________________________________
Mam nadzieje że się podobało i dla sprostowania: Ja nie napisałam w żadnym zdaniu w poprzednim rozdziale, że Nathan nie żyje, spokojnie aż taką sadystką nie jestem xD Poza tym za bardzo się niektórych was boje xD
Jeeju tak dziwnie przeczytać "Rozdział 1" xD 
Czytajcie komentujcie polecajcie itp 

3 komentarze:

  1. Ło Boże... Ja tu płakałam, bo myślałam, że uśmierciłaś Natha, a ty mi tu kurde piszesz teraz, że on żyje?! Oj, patelnie pójdą w ruch...:) :* <3 ^·^ :>
    ~Anoma Noma

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jakie to genialne, piszesz coraz lepiej.
    Ja chce, żeby Lana była z Harrym T.T
    Smutam

    OdpowiedzUsuń
  3. Uffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffffff!
    No masz ty szczęście, że moje słoneczko żyje!
    Patelnia ma wakacje ;)
    Louis zaopiekuje się Laną, Lulu Nathanem i wszyscy będą szczęśliwi ;DDDD

    Twój rozdział trochę poprawił mi humor, bo cały czas się boję jutrzejszej prezentacji... Życz mi słonko powodzenia :))
    Ja życzę Tobie duuuuuuużo weny i duuuuuuuuużo rozdziałów ;D

    OdpowiedzUsuń